Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Zdziechowski Marian Chateaubriand i Napoleon

04-07-2014, 2:36
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 29 zł     
Użytkownik ANTYKM_D
numer aukcji: 4362179021
Miejscowość Komorów
Wyświetleń: 3   
Koniec: 04-07-2014 02:45:00

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Autor : Zdziechowski Marian
Opis :

Znakomite rozważania poświęcone filozofii polityki, kulturze politycznej i rolipolityków w świecie ciągłych zmagań chrześcijaństwa z różnego rodzajubarbarzyństwem, rewolucjonizmem i nihilizmem. "Potomność czołga się przedbarbarzyństwem, duchowo niepoczytalni, jakby w hypnozie czołgają się przedsowiecką Moskwą, z nielicznymi wyjątkami, wszyscy: monarchowie, ministrowie,uczeni, literaci, publicyści; okrucieństwo i gwałt wydają się im świadectwempotęgi i wielkości, niszczenie w człowieku świadomości jego człowieczeństwa -dowodem postępu, deifikacja maszyny - czemś co nawet z nauką Chrystusowąpogodzić się nie da."

W przedmowie do swej książki Autor w ten sposób zapowiada swe dzieło:

PRZEDMOWA

Pęd historji jest coraz gwałtowniejszy. Rozmiarami i szybkością zdobyczy swoich w zakresie techniki, cywilizacja prześcignęła szybkość marzenia, pomniejszyła przestrzeń, skróciła czas. Niedaleka jest chwila, gdy w ciągu dnia jednego będziemy mogli zwiedzić stolice Europy, może świata. Co zaś do czasu, rok równa się dziś ogromem i ilością wszystkiego, co się w nim dokonywa, stuleciu, - i więcej - z epok starożytności i wieków średnich. Czy to przyspieszone tempo - zapytywał wielki poeta, myśliciel i prorok, Włodzimierz Sołowjew,-nie oznacza początku końca-końca świata, owego przesilenia dziejowego, w którem zapanuje apokaliptyczny Antychryst, a po nim zagrzmi trąba Archanioła i Sędzia straszny, a sprawiedliwy sądzić przyjdzie żywych i umarłych? W tę wizję rzeczy ostatecznych, a bardzo bliskich wtajemniczył nas Sołowjew w "Opowieści o Antychryście" (1900), poczem spełniwszy misję swoją na ziemi, odszedł w wieczność.

Przeciwległym biegunem rosyjskiego wizjonisty jest trzeźwy amerykanin, Pierrepont Noyes. Innemi słowy to samo jednak powiedział, porównując Europę z samochodem, toczącym się po stromej pochyłości, któremu hamulce odmówiły posłuszeństwa. Co się z nim stanie, czy się rozbije, czy zwali do rowu, nie wiemy; jedno jest pewne, że nie uniknie katastrofy.

Ale zanim katastrofa nastąpi, nuda, straszliwa nuda, ten drugi, obok głodu, jak nauczał Schopenhauer, bicz ludzkości, ogarnia człowieka w dzisiejszym ciasnym, pomniejszonym świecie. Jak głęboko umiał w beznadziejną jej otchłań zajrzeć drugi, obok Sołowjewa, wielki intuicjonista-eschatolog Hugh Benson.

Nuda jest matką wszelkich wyuzdań rozpusty, prowadzi za sobą żądzę jakichś nadzwyczajnych podniet, czegoś okropnego, dzikiego, krwawego, byleby to poruszyć mogło stępiałe nerwy. Niejeden zazdrości dziś krwiożerczym rozkoszom dawnych Rzymian, pojących się w kolizeum widokiem pożeranych przez dzikie zwierzęta chrześcijan, niejednego nęcą zdaleka orgje rozbestwienia w bolszewickich czrezwyczajkach.

Jeden ze znakomitych uczonych naszych opowiada, że w roku zeszłym, podróżując po Niemczech, spotkał w wagonie niepospolicie inteligentną panią, gorącą w przekonaniach i poglądach swoich katoliczkę. Zawiązała się między nimi dłuższa rozmowa, w końcu dotknęli kwestji komunizmu i bolszewizmu. Uczony nasz przebył czas jakiś w Rosji sowieckiej; obraz tego, na co tam własnemi oczami patrzał, dał wierny i wymowny, sądził, że tkliwe serce niewiasty zadrga przerażeniem, współczuciem, litością. Ale nie. "Dort ist doch etwas geschehen - westchnęła - bei uns geschieht garnichts". Tam się coś stało, u nas nie staje się nic... Cisza, nuda...

Słowem, ciasno nam i duszno w Europie, otwieramy okno do Sowietów i dolatujące przez nie wyziewy zgnilizny wydają się aromatem. Nawet młodzież-z obrazem młodości łączymy wrażliwość na hasła wielkie i piękne- zaczyna się bawić w bolszewizm, popisywać się bolszewizmem.

Niezdrowe pragnienie czegoś nowego, choćby nowość ta była obrzydliwością, czyni postępy tak zastraszające, że gdybym dziś miał pisać ukończony przed półrokiem pierwszy rozdział tej książki, nie poprzestałbym, malując grozę rewolucji francuskiej, na kilku cytatach z Taine'a, musiałbym obraz ten znacznie rozszerzyć.

Lenin stworzył i zorganizował terror najokrutniej-szy, jaki znają dzieje, wszystkie zaś wysiłki jego, dziś jego następców, skierowane są ku wznieceniu wszechświatowego pożaru. Dzieło ich rośnie w potęgę, propaganda zadziwia zuchwałością, oszałamia powodzeniem. "Bezmyślność i zaślepienie tych, co polityką państw kierują, są takie-powiedział niedawno dyplomata z zawodu a utalentowany pisarz, Maurycy Paleologue - że nic podobnego nie zapisała dotychczas historja w rocznikach swoich". Wobec tego jak bronić się mają ci, co myślą, a ślepi nie są?

"Jedyną na świecie potęgą, któraby mogła przeciwstawić się bolszewizmowi, jest katolicyzm" - słyszałem to z ust publicysty bardzo wybitnego, a bardzo dalekiego od religji. Zresztą nie on pierwszy to powiedział, ,,ale - sceptycznie dodawał on - czy zdoła katolicyzm dać bohaterów, których domaga się epoka nasza?

"Na zwaliskach zburzonych przez rewolucję świątyń" pisał Chateaubriand swoją obronę religji Chrystusowej, jako jedynej ostoi moralnej w życiu jednostek i narodów. Mistrzowstwem słowa, czarem poezji porywał współczesny mu świat; ale "bohaterem katolicyzmu" nie był, bo nie był bez grzechu. Nic łatwiejszego jak zbrodniarzowi z urodzenia, krzyczącemu, że religja to opjum dla ludzi głupich, dać folgę, swoim zbrodniczym instynktom; nic trudniejszego, jak temu, kto z wysokiemi aspiracjami na świat ten przyszedł, na wysokości tej niezachwianie stać. Nieskazitelnej, nieraz z heroizmem graniczącej prawości w życiu publicznem, Chateaubriand nie umiał opanować swej niezmiernej na wdzięk niewieści wrażliwości. Jarzmo niewoli tej dźwigał do późnej starości, ale tem silniej, tem tragiczniej brzmiała w nim nuta tęsknoty za pięknem wyzwolenia. Nie znam poety, któryby tak głęboko czuł i z tak przejmującą szczerością wypowiadał, że piękniejsze nad wszelkie piękno zmysłowe jest to, co nieuchwytne i przez nieuchwytność swoją staje się obrazem i podobieństwem wyzwolonego ducha: ,,chmura, co pędzi nademną, szum wiatru w tych skałach, szelest spadającego liścia"...

Mówią nam o mrówkach, które nam służyć mają przykładem wzorowo zsolidaryzowanego społeczeństwa a obchodzą się bez religji. Niestety, człowiek mrówką nie jest i potrzebuje czegoś, co go ponad doczesność wznosi, czegoś ponad społecznego, etwas tibersoziales, jak wyraża się Fr. W. Fórster, aby się stać rzetelnie społeczną istotą. Okiem i sercem poety widział to i czuł Chateaubriand, a jego genjusz twórczy dyktował mu słowa potężne, któremi wpajał w duszę człowieka świadomość jej boskich przeznaczeń; choćby człowiek świat cały posiadł, wszystko to będzie mu niczem; sercem i myślą, marzeniem i tęsknotą sięga on dalej, nieskończenie dalej.

Dla tego to Chateaubriand tak doskonale odpowiada najpilniejszej potrzebie epoki naszej. Dostrzegamy oznaki, że zarazkami dżumy czerwonej zatruwana wkrótce pocznie Europa, za wzorem Sowietów, wyłaniać z siebie nowy, według dosadnego określenia Mereżkowskiego, gatunek istot zewnętrznie podobnych do ludzi, które jednak ludźmi nie są, bo brak im tego, co stanowi dostojność człowieka - czucia wolności.

Chateaubriand wzdychał za wolnością wewnętrzną, którą daje religja, ale rozumiał, jak ścisły jest jej związek z wolnością zewnętrzną, obywatelską. Gdzie ją pogrzebano, tam wraz z jej śmiercią zanika poczucie godności ludzkiej. Nie antropoidy Mereżkowskiego, którym wytrzebiono pragnienie, czucie, zmysł wolności, lecz ludzie wolni powołani są do dzieła naprawy i budowania społecznego. Tylko wolność-pisał w starości Chateaubriand - nadaje wartość życiu; choćbym miał być jej ostatnim obrońcą, nie przestanę głosić jej praw".

Myślę, że spełniłem czyn dobry, starając się przypomnieć wielkiego pisarza tym, co o nim zapomnieli, albo wiedzą tylko ze słyszenia. Umiał on w pięknej harmonji połączyć trzy rzeczy, które rzadko idą razem: gorące przywiązanie do wiary przodków, rycerską cześć dla tradycji, głębokie przejęcie się ideą wolności ze wszystkiemi jej postulatami.

Kilkakrotnie w ciągu mej działalności profesorskiej wracałem w wykładach moich do Chateaubrianda. Z wykładów powstała książka niniejsza, ale nie jest ich powtórzeniem. Chciałbym w czasie najbliższym, jeśli znajdę możność, wydać prawie gotową już do druku część drugą mej pracy p. t. "Chateaubriand i Bourbonowie".


Opis fizyczny : a5, stron 230
Wydawca : Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski