Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

WANDA MELCER TURCJA DZISIEJSZA KRAJ LUDZIE OK 1930

23-01-2012, 13:41
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 49.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2056011305
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 5   
Koniec: 23-01-2012 20:22:40
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI -
TURCJA DZISIEJSZA



PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W DOLNEJ CZĘŚCI AUKCJI (CZASAMI TRZEBA WYKAZAĆ SIĘ CIERPLIWOŚCIĄ W OCZEKIWANIU NA ICH DOGRANIE)


AUTOR -
WANDA MELCER-RUTKOWSKA

WYDAWNICTWO, WYDANIE, NAKŁAD -
WYDAWNICTWO - BIBJOTEKA DZIEŁ WYBOROWYCH, WARSZAWA OK 1930
WYDANIE - 1
NAKŁAD - ??? EGZ.

STAN KSIĄŻKI -
BARDZO DOBRY JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).

RODZAJ OPRAWY -
ORYGINALNA, TWARDA, PŁÓCIENNA Z TŁOCZENIAMI

ILOŚĆ STRON, WYMIARY, WAGA -
ILOŚĆ STRON - 158 + REKLAMY
WYMIARY - 18 x 12 x 1,8 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,189 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)

ILUSTRACJE, MAPY ITP. -
NIE ZAWIERA


KOSZT WYSYŁKI -
8 ZŁ - KOSZT UNIWERSALNY, NIEZALEŻNY OD ILOŚCI I WAGI, DOTYCZY PRZESYŁKI PRIORYTETOWEJ NA TERENIE POLSKI.

ZGADZAM SIĘ WYSŁAĆ PRZEDMIOT ZA GRANICĘ. KOSZT WYSYŁKI W TAKIM PRZYPADKU, USTALA SIĘ INDYWIDUALNIE WEDŁUG CENNIKA POCZTY POLSKIEJ I JEST ZALEŻNY OD WAGI PRZEDMIOTU. (PREFEROWANYM JĘZYKIEM KONTAKTU POZA OCZYWIŚCIE POLSKIM JEST ANGIELSKI, MOŻNA OCZYWIŚCIE PRÓBOWAĆ KONTAKTU W SWOIM JĘZYKU NATYWNYM.)

I AGREE to SEND ITEMS ABROAD. The COST of DISPATCHING In SUCH CASE, IS ESTABLISH ACCORDING TO PRICE-LIST of POLISH POST OFFICE SEVERALLY And it IS DEPENDENT FROM WEIGHT of OBJECT. ( The PREFERRED LANGUAGE of CONTACT WITHOUT MENTIONING POLISH IS ENGLISH, BUT YOU CAN OBVIOUSLY TRY TO CONTACT ME IN YOUR NATIVE LANGUAGE.)


DODATKOWE INFORMACJE - W PRZYPADKU UŻYWANIA PRZEGLĄDARKI FIREFOX MOŻE WYSTĄPIĆ BŁĄD W POSTACI BRAKU CZĘŚCI TEKSTU LUB ZDJĘĆ, NIESTETY NARAZIE JEDYNYM ROZWIĄZANIEM JAKIE MOGĘ ZAPROPONOWAĆ TO UŻYCIE INTERNET EXPLORERA LUB WYSZUKIWARKI "OPERA", Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA NIEDOGODNOŚCI.
PRZY OKAZJI PRZYPOMINAM O KOMBINACJI KLAWISZY CTRL+F (PRZYTRZYMAJ CTRL I JEDNOCZEŚNIE NACIŚNIJ F), PO NACIŚNIĘCIU KTÓREJ Z ŁATWOŚCIĄ ZNAJDZIESZ INTERESUJĄCE CIĘ SŁOWO O ILE TAKOWE WYSTĘPUJE W TEKŚCIE WYŚWIETLANEJ WŁAŚNIE STRONY.



SPIS TREŚCI LUB/I OPIS -

WANDA MELCER-RUTKOWSKA
TURCJA DZISIEJSZA
Bibljoteka Dzieł Wyborowycn Warszawa






TURCJA DZISIEJSZA

Dziełko, które niniejszem przedstawiam, nie może służyć za podręcznik przy zwiedzaniu kraju - jest wspomnieniem. Jest malowanym obrazkiem kraju i ludzi. Czytelnik zauważy też rzeczy, o których nie wspominam; z paru zapewne będę się musiała tłumaczyć, o paru jednak mówić nie chciałam. To wszystko, co w streszczeniu ma być przedmową.
Wyjeżdżam.
Po hałaśliwym Bukareszcie, o prawie paryskich sklepach, po Constanzy, znaczonej jaskrawemi światłami latarni i gwarem tragarzy (którzy, jak ktoś roztropnie zauważył, są jedynymi rozumnymi ludźmi, albowiem są do rzeczy) — zapadam w rozkoszną, obszerną samotność Czarnego Morza. Jest już ciemno, zapewne koło jedenastej godziny wieczorem. Duży, rumuński statek wznosi się łagodnie i opada na mało spadzistych falach. Kołysze się zaledwie tyle, ile ko-
niecznie potrzeba, żeby dać znać, że jesteśmy na morzu, na czemś niestałem, płynnem, co zaledwie służy do podtrzymania go i potajemnie jak gdyby uprzedza, że ta podpora nie jest zupełnie pewna, Daleko już zostały za nami dwie morskie latarnie, które słrzegą portu swojem rytmicznem światłem.
Po długotrwałej rewizji paszportów schodzę do przeznaczonej mi kajuty. Jest ona gorąca i duszna, pomimo dwóch bez przerwy działających wentylatorów. Jeden z nich jest tuż przy okienku, małem okienku okrętowem, okrągłem, jak oko ryby i obraca się bezszelestnie, jakby się bawił. Drugi kręci się bezwstydnie na samym brzeżku umywalki, wtulonej w ścianę i drżącej, jak to jest przyjęte na okrętach. Wszedłszy, zaplątuję się odrazu w jego długi sznurek i nie wywracam się tylko dzięki temu, że absolutnie niema miejsca. Kajutka jest pełna sprzętów, wiszących okryć, nienaturalnie rozstawionych na ciasnej przestrzeni i przeplecionych sznurkiem osób. Na towarzyszki snu przeznaczone mi są trzy damy, z których każda uśmiecha się łagodnie, życząc sąsiadkom w duchu wszystkiego najgorszego, poprostu dlatego, że istnieją (dziękuję ci za samo twoje istnienie, mówi się przecież w poezji). Te trzy damy, to dziennikarka polska (bardzo miły gatunek), kupcówna włoska i Angielka z książką pod każdą pachą. Wszystkie trzy ewolują koło siebie bardzo zgrabnie, poważniejszych wypadków nie zanotowano. Oczywiście nikt się nie formalizuje o takie drobnostki jak wtłoczenie sąsiadce pięciu palców w oko, przy nakładaniu night gown, albo wybicie paru zębów kolanem,
przy zdejmowaniu bucika. Naturalną żywość młodości potęguje tu jeszcze równie naturalne kołysanie statku. Angielka poluje. Są tacy dziwni ludzie, co nie mogą znieść widoku niewinnie spacerującego karalucha, lub pluskwy, która pełna macierzyńskiej troskliwości, wyprowadza na świat dwie dorastające córeczki. Moja charcica, której nigdy nie zapomnę, nie mogła tak samo patrzeć na biegającego zająca. To jest łowiecki instynkt, z którym niepodobna walczyć. Angielka również straciła panowanie nad sobą i wszelkie poczucie godności, skacze z łoża na łoże, fruwa pod sufitem, czołga się po podłodze i nie daje spokoju nieszczęsnym zwierzętom, wydając bojowe okrzyki i plącząc się w sznurek od wentylatora, że się tak wyrażę frenetycznie.
Włoszka leży już na posłaniu, znalazła się tam jakoś, korzystając z naszej nieuwagi. Wygląda tak, jak powinna wyglądać szanująca się Włoszka; ma czarne oczy, czarne włosy ondulowane, jest bardzo dumna, bardzo blada i głosem cichym, ale stanowczym zawiadamia nas, że będzie cały czas chorować. Nie może powiedzieć, żeby to bardzo lubiła, ale ma takie przy^ zwyczajenia, których dla byle kogo nie zmieni.
Na tę wieść Polka porwała się chyżo do lotu i po paru minutach zawiadomiła nas, że wynosi się spać do kajuty gospodyni. Uczyniła to, jako, że literaci mają zawsze ogromne stosunki. Na okładce podpisana zaś, nic nikomu nie mówiąc przez wrodzoną skromność, zebrała pośpiesznie pled i poduszki i uciekła na pokład.
Był, jak się potem okazało, czas, zaiste, wielki, bo Włoszka z precyzją i sumiennością dotrzymała danego słowa, choć nikt tego od niej nie żądał. A sen na pokładzie statku jest rzeczą, zaiste, cudowną.
Oddycha się całem morzem i całem nadmorskiem powietrzem. Czuje się w płucach i sól, i jod, i zapach morskiej trawy i każdy powiew wiatru. Światła już pogaszono, zato, jeśli przed zaśnięciem przechylić się przez burtę, widać fosforyzującą wodę i zielonkawo oświetlone pęcherzyki powietrza, wzburzone od obrotów śruby.
Ranek wstaje rozkoszny i świeży. A tam, z daleka, między dwoma falami, cóż to za czarna torpeda przebija wodę? Delfiny!
Widać je już z daleka, na niewstrzymanym, odwiecznym ruchu morza, ruch w sobie cel swój mający, o rytmie całkowicie odmiennym. Delfin, to ryba wesoła i niecierpliwa. Nie lubi stosować się do wymagań morza i regulować swoje gesty na jego wspaniałych, szerokich gestach. Między dwoma grzbietami fal przeskakuje ziejącą rozpadlinę, by się zanurzyć dopiero w fali następnej. I znowu skacze, niosąc się ze zdecydowaną energją ku okrętowi, blizko, jak najbliżej, aż się tam gdzieś tuż przy jego kadłubie przewinie i przepadnie. Często z kilku stron naraz zbiegają się te ryby do okrętu, wielkie, czarne, półtorametrowej zapewne długości. Dążą po dwie, albo po kilka nawet jednocześnie, odskakujące od fali, jak sprężyna.
Och, cóż za dzień prześliczny. Z rozkoszą odwracam się twarzą ku wiatrowi, który dmie z odległych
dalekości, nie dbając o to, że wieczorem, spalona, wyglądać będę, jak Indjanka. Aż nie chce się schodzić do kajuty na śniadanie, które z góry wiadomo, zakończone będzie niesmacznym, chudym serem. Sąsiad mój, pan z protezą, opowiada mi rzeczy smutne:
— Na stałku — mówi — czekają zawsze, aż wszyscy pasażerowie zachorują i wtedy dopiero podają jedzenie. Oczywiście nikt nic nie je, więc żywność bardzo tanio wypada,
— Jakżeż ziem okiem muszą patrzeć na zdrowych.
Wysoki pan mnie pociesza:
— No, zawsze parę osób jest zdrowych, bądź jak bądi, nie jest pani jedyną osobą przy stole.
Mijamy jakiś statek:
— To najszybszy ze wszystkich i możnaby doskonale nim jeździć, cóż, kiedy kapitan jest warjat. Jechałem z nim kiedyś, jest miły i wesoły i opowiada ciągle anegdotki. Ale wtedy wyjechał w czasie burzy i zaraz w pierwszej godzinie trzech ludzi zabrało mu z pokładu.
— Jakto, i nie można było ratować?
— A jak ratować, kiedy nikt wogóle nie mógł ustać na pokładzie? Okręt miał 33 stopnie nachylenia. Wszyscy mówili, żeby nie wyjeżdżać, ale kapitan uparł się i cóż można było poradzić? Widziałem tych ludzi, jak się przewracali w wodzie, a rady żadnej nie było. Po trzech godzinach wróciliśmy do portu, bo nie można było wcale kierować, nawet powrót przedstawiał niesłychane trudności. Morze Czarne jest to jedno
z najniebezpieczniejszych mórz, bo fale ma krótkie i w rozmaitych kierunkach. Ale oczywiście najgorsze są przejazdy żaglowcami, ludzie są często po pas w wodzie. A jeżdżąc z towarami do Sowieckiej Rosji, biorą umyślnie najmniejsze statki: jeden im zatrzymają, to może inne łatwiej się przemkną. Zawsze zostanie jakaś szansa, kiedy się towar podzieli. W przeciwnym razie można z łatwością wszystko stracić.
— A tak tylko życie.
— No — czemś zawsze trzeba płacić.
Uwaga nie jest pozbawiona słuszności. Pan z protezą melancholijnie spogląda na morze,
— Znam tu wszystkie porty — mówi — znam wszystkich kupców, którzy handlują na Czarnem Morzu. Zjeździłem tę wodę wszerz i wzdłuż. To dobre życie.
Z daleka widać zieloną linję brzegów. Wjeżdżamy do Bosforu.
Czytałam kiedyś książkę Amicisa o Konstantynopolu. Włoski ten autor niezmiernie był zachwycony wjazdem do Bosforu i daleką perspektywą miasta. Ażeby dać wyraz swojemu uczuciu i nie być w niem odosobnionym, przypomniał sobie na okręcie wszystkich wielkich podróżników, którzy przed nim odbywali tę samą drogę i ich refleksje na widok miast nadbrzeżnych i wielkiego Miasta u celu podróży. Pisał więc: (przepraszam, jeśli cokolwiek przekręcę nazwiska, ale pamięć mnie zawodzi).
„U wjazdu do Bosforu, hrabia Monte Christo powiedział: zobaczyć Bosfor i umrzeć! poczem rozpłakał
się. Baron Barbarossa, który w sześć lat po nim odbywał tę samą podróż, oniemiał na kwadrans. W podobnej sytuacji się znajdując, lord Kent powiewał długo kraciastą chustką do nosa ku zielonym brzegom, podczas kiedy wielki jego następca, książę Apfelbaum, ukląkł na dziobie okrętu i wzniósłszy ręce do nieba, modlił się wielkim głosem".
Przykro mi wyznać, że najwyraźniej moi współcześni stracili boski dar entuzjazmu, bo żadna ze scen wyżej wymienionych nie powtórzyła się na okręcie, którym ja jechałem. Są tylko czasem rośli ludzie, których plecy zasłaniają zawsze ten punkt horyzontu, na który mamy zamiar się patrzeć. Taką już mają dziwną intuicję. Nasz okręt wiózł takich paru. Nie życzę nikomu marskiej choroby, ale ci, co chorują, leżą zazwyczaj w kabinach, a nie pętają się po pokładzie niewiadomo poco i naco.
Okręty, przybywające z Czarnego Morza, zatrzymują się zawsze około dwóch godzin w Kavaku, dla odbycia kontroli sanitarnej, celnej, paszportowej i t. d. Oto wywieszono już na masztach chorągiewki, z których każda ma swoją wymowę: pierwsza: prosimy o kontrolę sanitarną. Druga mówi: „czekamy pilota". Trzecia świadczy o narodowości statku, czwarta jest znakiem marynarki. Jest ich całe mnóstwo. Oto już przyjechała motorówka straży celnej, widzieliśmy ją przecież wszyscy, jak odbijała od wspaniałych platanów na wybrzeżu. Cała miejscowość pożyczyła sobie nazwę od tych drzew, których nazwa po turecku brzmi właśnie „kavak". Zresztą, wskutek braku drzew w Tur-




Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.


ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT


NIE ODWOŁUJĘ OFERT, PROSZĘ POWAŻNIE PODCHODZIĆ DO LICYTACJI