Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

WAKACJE ZYGMUNTA KRASIŃSKIEGO 1836 KRASIŃSKI

16-01-2012, 18:13
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 20 zł     
Użytkownik serdecznie
numer aukcji: 2039709577
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 9   
Koniec: 15-01-2012 20:03:36

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W DOLNEJ CZĘŚCI AUKCJI (CZASAMI TRZEBA WYKAZAĆ SIĘ CIERPLIWOŚCIĄ W OCZEKIWANIU NA ICH DOGRANIE)



PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - WAKACJE ZYGMUNTA KRASIŃSKIEGO
AUTOR - MARIAN SZYJKOWSKI
WYDAWNICTWO - NAKŁADEM POLSKIEJ AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI, KRAKÓW 1939, WYDANIE - 1, NAKŁAD - ??? EGZ.
STAN KSIĄŻKI - MIERNY + JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, BRAK OKŁADKI, PRZYBRUDZENIA, USZKODZENIA, NIEROZCIĘTE KARTY)
RODZAJ OPRAWY - BRAK
ILOŚĆ STRON - 75
WYMIARY - 25 x 17,5 x 0,6 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,138 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE - NIE ZAWIERA
KOSZT WYSYŁKI - 8 ZŁ - KOSZT UNIWERSALNY, NIEZALEŻNY OD ILOŚCI I WAGI (NP. JEŚLI KUPISZ 7 KSIĄŻEK ŁĄCZNY KOSZT ICH WYSYŁKI WCIĄŻ BĘDZIE WYNOSIŁ 8 ZŁ), DOTYCZY PRZESYŁKI PRIORYTETOWEJ NA TERENIE POLSKI. ZGADZAM SIĘ WYSŁAĆ PRZEDMIOT ZA GRANICĘ. KOSZT WYSYŁKI W TAKIM PRZYPADKU, USTALA SIĘ INDYWIDUALNIE WEDŁUG CENNIKA POCZTY POLSKIEJ I JEST ZALEŻNY OD WAGI PRZEDMIOTU.




SPIS TREŚCI LUB/I OPIS - PRZYPOMINAM O KOMBINACJI KLAWISZY CTRL+F (PRZYTRZYMAJ CTRL I JEDNOCZEŚNIE NACIŚNIJ F), PO NACIŚNIĘCIU KTÓREJ Z ŁATWOŚCIĄ ZNAJDZIESZ INTERESUJĄCE CIĘ SŁOWO O ILE TAKOWE WYSTĘPUJE W TEKŚCIE WYŚWIETLANEJ WŁAŚNIE STRONY.

POLSKA AKADEMIA TJ M I E J Ę TW&
ROZPRAWY WYDZIAŁU FILOLOGICZNEGO
T LXVI, nr 2
MARIAN SZYJKOWSKI
WAKACJE
ZYGMUNTA KRASIŃSKIEGO
(1836)
KEAKÓW 1939
NAKŁADEM POLSKIEJ AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNIACH GEBETHNERA I WOLFFA WARSZAWA-KRAKÓW - ŁÓDŹ - POZNAŃ - WILNO - ZAKOPANE





Wakacje Zygmunta Krasińskiego
(1836)
Z końcem lipca 1836 roku znalazł się Zygmunt Krasiński — wiekuisty podróżnik — na bruku Pragi.
Poznał już to miasto, chociaż przelotnie. Przybył tu po raz pierwszy w przejeździe do Genewy, wraz z dodanym mu przez ojca opiekunem Jakubowskim, wieczorem dnia 18 października 1829, w kilka miesięcy po Mickiewiczu, którego wówczas znał tylko z rozgłośnej sławy poety, wcale nie przyćmionej ostrymi sprzeciwami warszawskich klasyków w & salonie^ ojca.
Ale Wacława Hanki, wydawcy głośnych Rękopisów, młody Krasiński ani wtedy, ani potem nie odwiedził — jak to uczyniło tylu polskich gości z Mickiewiczem na czele w Pradze. Dla spraw bowiem słowiańskich nie posiadał Krasiński żadnego zainteresowania, choć przecie wychował się w atmosferze pracy warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, tak czułej na zagadnienia i tendencje słowiańskie.
Napisze wprawdzie Krasiński w rok po przejeździe przez Pragę Ułomek z dawnego rękopisu słowiańskiego — ale nie podobna zrozumieć, dlaczego & dawnego ^ i właśnie a słowiańskiego^. Ta rozprawka filozoficzno-erotyczna, poświęcona angielskiej ^ kochance k, Henryce Willan, a wyrosła z francuskiej podniety Boissiera, podsuwającej temat o spotkaniu się i połączeniu na zawsze pary kochanków poza grobem, ani z dawnością, ani tym mniej ze słowiańskością nic nie ma wspólnego.
Że jednak w ten sposób została w tytule określona, to chyba echo czeskich Rękopisów, o których tyle napisano i nadyskutowano się w Warszawie w trzecim dziesiątku lat w. XIX. Mistyfikacja ^ wydawcy ^ jest w Polsce wprawdzie modna od czasu recepcji pieśni Osjana, lecz bliższe określenie ^ rękopisu słowiańskiegoc trzeba bodaj położyć bezpośrednio na rachunek czeski.
Niemniej rachunek to drobny i zgoła przygodny. Falsyfikatem Hanki Krasiński nigdy się bliżej nie zajął. Grdy przybył do Pragi w ów
październikowy wieczór, miał poza sobą, wśród młodocianych pierwocin, krwawą powiastkę o Grobie rodziny Reichstalów — o Wallensteinie tedy myślał i jego praski pałac na "Małej Stronie" z ciekawością sobie obejrzał.
Zwiedził też katedrę św. Wita na hradczańskim wzgórzu i stamtąd jednym spojrzeniem mógł ogarnąć cudowną panoramę miasta ponad brzegami rzeki i dalej na lewo widne pobojowisko pod Białą Górą, gdzie przed dwustu laty padł w gruzy cały słowiański naród. Ale i z tego spojrzenia nie przeniknęły do myśli twórczej młodego magnata żadne wenedyjskie refleksje. Potrząsnąć nim miała dopiero o wiele potężniejsza ruina rzymskiego Colosseum.
Był wówczas Krasiński i w praskim teatrze — jeszcze przeważnie niemieckim — poświęconym wspomnieniom geniuszu Mozarta. Nie trafił jednak na Don Juana, lecz na przedstawienie, które wydało mu się o wiele gorsze od warszawskich, czemu nie dziwi się ten, kto zna niski stan ówczesnej, prowincjonalnej sceny praskiej, nie mogącej iść w żaden paragon z warszawską dyrekcją Bogusławskich i Osińskich. Tedy bez żadnych szczególnych i trwałych wrażeń opuścił Krasiński Pragę po trzydniowym, pierwszym w niej pobycie, kierując się na pierwszy, odtąd nieprzerwany etap tułaczki po Europie — nad Jezioro Genewskie. W kraju pozostawiał ojca, który tak bardzo zacię-żył nad życiem jedynaka, pierwszą, niedowarzoną miłość do Amelii Załuskiej) i pierwszy rzeczywisty cios w samo serce: znane zajście uniwersyteckie, bezpośredni powód wyjazdu.
Niedowarzone były i utwory literackie bezimiennego chłopca, choć jest wśród nich i trzytomowa powieść historyczna o AYładysławie Hermanie. Napisana głównie pod dyktatem Walter Scotta z niepohamowaną grandilokwencją przedwczesnej dojrzałości ^cudownego dziecka^, któremu z natury rzeczy grozi zawsze niebezpieczeństwo maniery, dochowała zaledwo embrionalne możliwości rozwoju w głąb i wszerz.
Gdy Krasiński znalazł się w Pradze w lat siedem później, już te możliwości nie tylko zdołały wydobyć się na wierzch, wzrosnąć i zakwitnąć pełnią dwóch arcydzieł, ale i znowu zapadły się pod powierzchnię, jakby wyczerpane tym nadludzkim wysiłkiem, na który zdobył się urodzony neurastenik — Adam Szaleniec. W r. 1836 stawał Krasiński na brzegach Wełtawy jako autor Niehoskiej i Irydiona: dwóch dzieł wydartych jakby jednocześnie w ciężkim procesie twórczego porodu z najgłębiej utajonej warstwy artystycznego zdrowia, przywalonej gruzem ciągle ponawianych ataków depresji, rozpaczliwego mocowania się z poczuciem twórczej niemocy, walką w ciemności, przenośną i dosłowną (pod grozą utraty wzroku), szarpaniem się w bezpłodnym oporze woli
ojca, w kolejno gorączkowym ^układaniu dramatów^ miłosnych z Henryką i Joanną (Bobrową) — przy zachowaniu gradacji a cierpienia s.
A na początku tego wszystkiego stoi rok 1831, jak gejzyr buchający ogniem, w którym spala się dusza i ciało poety na żużel a ułamków ^, mniej lub więcej urwanych szkiców lub rzadko wykończonych, ale poronionych całości (Agaj-Han).
Są to wszystko — wedle własnego określenia poety — ^szaleństwa^, z których analiza literacka wydobędzie poszczególne kryształki, dające się odnaleźć w całkowicie innym układzie artystycznego pionu w obu wielkich dziełach.
Ale psychologa (a może jeszcze bardziej neurologa) zajmie sam proces tego kwasu: owa temperatura gorączki, którą poeta sam dobrze odczuwa i rozumie, ten krzyk białych nocy, wołający rozpaczliwie
0 światło s przedświtu a, te nerwowe, arystokratyczne palce, błądzące omackiem po klawiaturze w poszukiwaniu tonu, który by odegrzmiał akordem pełnym, silnym i czystym.
I wreszcie na tej krzyżowej drodze wyrosłe dwie potężne arkady, zbudowane nie z rozsypiska żużli wyrzuconych na hałdę, ale ze stali stężałej w ogniu cierpienia, oczyszczonej niemal zupełnie z odprysków maniery i zakłamania (sam znał je dobrze hrabia Henryk): Nieboska
1 Irydion.
Męka, z której wyrosły te dwa dzieła, była tak wielka, że i triumf wykonania nie znalazł dość siły, ażeby zakrzyknąć wielkim głosem ^ hosanna ^. Chwila, którą pragniemy w pochodzie czasu zatrzymać, by spojrzeć bliżej na postać poety zatrzymującego się w Pradze ponownie, nie odbiegła wszak daleko od ogłoszenia Irydiona, a wcale ta sylweta nie jawi się w pozie trmmphans. Krasiński nie odpoczywa na skraju łanu, jak dobry gospodarz, kiedy widzi, że znój jego wydał stokrotny plon. Jest daleki od samowiedzy i poczucia dokonania wielkiego czynu, jak poznany niedawno Słowacki po Ballady nie czy Lilii Wenedzie lub juz z Genewy pamiętny Mickiewicz w ową brzemienną, jakże bolesną, ale zarazem świadomą swej pełni twórczej drezdeńską noc Wielkiej Improwizacji!
Krasiński, stworzywszy w dwóch dziełach własną nieśmiertelność, czuje z powrotem ucisk pustki i nicości. Wydaje mu się, że znowu nie Ormuzd, ale Aryman poszczeblował w górę, że wcale nie zwycięża Galileusz i że na nic nie przyda się praca Irydiona w ziemi mogił i krzyżów.
Bez sensu wydaje się to życie bogatego pacjenta w pogoni za zdrowiem, ciągle uciekającym i nigdy w zupełności niedościgłym. Jakże mógł je doścignąć, kiedy od urodzenia pętały go odziedziczone po matce schorzenia ciała i duszy, melancholia, przeczulona wrażliwość, skłonność do
urojeń i przywidzeń, ^rozhuzdanys erotyzm o silnym podkładzie wybujałej zmysłowości (mimo poetyckiej transpozycji na Beatryczę), wynikające z tak rozbitego układu nerwowego różnego rodzaju obsesje (samobójstwo, wygnanie sybirskie, ślepota) i organiczny podkład tych stanów neurastenii: zła przemiana materii, wadliwy obieg krwi uderzającej do mózgu i zalewającej chore oczy.
Sam poeta odmalował siebie, jak wiadomo, w postaci Orcia, urodzonego pod klątwą poezji, lecz nie tej, która wedle antycznego pojęcia zawiera w sobie pierwiastek czynu, która tworzy nieśmiertelność krzepką i bujną, która buduje arki przymierza i utożsamia się z twórcą, bowiem wyszła z samego jądra jego duchowej istoty, nie odgrodzona od niej żadną barierą werbalnej nieprawdy Takich poetów Krasiński błogosławi: ^ Błogosławiony ten^ —rozpoczyna swój poemat o człowieku, który prawdziwym poetą nie mógł być, bowiem nie potrafił niczego naprawdę ukochać, — a w którym zamieszkałeś, jako Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: "On jest tutaj a. Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich s.
Nie chodzi tu oczywiście o Słowo, które było na początku; o Logos, w którym właśnie Bóg mieszka, jak woń zawinięta w kwietnym pąku. Ani o to słowo, które dobiega trwożnie do rodzącej się myśli prometejskiej, niezdolne ją ogarnąć i wypowiedzieć — jak skarży się Mickiewicz.
Chodzi o słowo dęte, słowo igraszkę, słowo, które myśli kłamie, a raczej o samą myśl, która nie jest integralną prawdą poety — zatem prawdą ^żywą^ — bowiem kazi ją poza, układanie dramatu, poszept niewiary, narcyzowość, teatralność gestu, pycha, której brak Konrado-wych skrzydeł; i w tej najboleśniejszej autoanalizie, jaką zna literatura świata, w tym okrutnym samobiczowaniu się wskazane również przesadnie źródło tej katastrofy poety i człowieka: ^próżnia grobowa w sercuk, żadnej wiary, żadnej żądzy, żadnej miłości; i niemniej okrutny wyrok, wydany na siebie samego i dwukrotnie powtórzony: &za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wiekis.
A co najważniejsze, że te wszystkie okrzyki w Nieboskiej, to jakby pułapka na wrażliwość czytelnika. Żadną miarą nie trzeba ich brać dosłownie ani pozwolić im się porwać.
Ta wiwisekcja jest sama przez się znowu nie czymś innym, jak układaniem dramatu. Jest hiperboliczną pozą, której Krasiński nie może się pozbyć nawet wtedy, kiedy pragnie być bezwzględnie szczery.
Jest — proszę darować słowo — histerią, której ulegają neurastenicy, przyznając się przed sądem do zbrodni, których nie popełnili: tak nie-odpornie działa na nich sugestia mordu.
To wszystko jest nieprawda. Krasiński miał serce, którym kochał Polskę, uciśnioną ludzkość i nawet ojca, potępionego przez cały zdrowy naród; Krasiński miał wiarę w Chrystusa i Kościół rzymski, a chwile zwątpień tę wiarę jeszcze silniej podkreślają; Krasiński czuł i ażą-dze^ i juniłościes w rozmiarach aż nazbyt wybujałych, a jeżeli wreszcie zrywał wśród bardzo głębokich i szczerych cierpień długotrwałe stosunki miłosne z Joanną i Delfina pod naciskiem woli ojca, świadczy to o słabości woli, stałym znamieniu neurastenii, a nie o kłamliwości, czy nawet powierzchowności miłosnych uczuć, bez których nie byłby się urodził Przedświt.
Diagnoza tego autobiczowania krótka, nie patetyczna, a przez to prawdziwa, wymknęła się raz w Nieboskiej spod pióra poety. Postawił ją lekarz, badając Orcia: a Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że masz nerwy^. I zaraz potem, żeby zatrzeć ten jakby zbyt realny sąd, zjawia się Cyganka i spojrzawszy na dłoń dziecka szybko odchodzi jęcząc; i magnetyzer, który chcąc uśpić dziecko przeraża się sam jego spojrzenia; i ksiądz, który zamiast spowiedzi sam klęka przed Orciem. Wszystkie te niezwykłości za każdą cenę (nawet za cenę dobrego smaku), istotna klęska Krasińskiego człowieka, artysty i poety, zostały czym prędzej zestawione, by zakryć stan faktyczny: nerwy.
Nerwy zaś nie leczą się samą kuracją, choćby najbardziej nowoczesną. Potrzebują przede wszystkim spokoju i uciszenia się, dla którego grunt stwarzają warunki zewnętrzne. Mimo że Krasiński posiada wszystkie materialne dane, żeby stworzyć atmosferę życia bez troski, troska nie odstępuje go ani na krok. Wychodzi bowiem ze źródeł, których nie da się zasypać złotem, ale raczej przeciwnie: staje się tym bardziej dojmującą, im dalej odsuwa myśl o chlebie codziennym. W żywocie zaś Krasińskiego taka myśl nigdy nie istniała. Istniał natomiast problemat osobistego stosunku poety do sprawy niepodległości jego narodu. Nad rozwiązaniem tego zagadnienia, które posiada dwa aspekty, osobisty i ogólnonarodowy, podmiotowy i przedmiotowy, trudzi się Krasiński przez całe życie i nie potrafi go rozwikłać trwale i zadowalająco. To stanowi główne źródło męki. Zna je dobrze twórczość i Mickiewicza i Słowackiego, bije wysoko dalej u ich następców, naśladowców i epigonów (wszak jest to główna struga, którą płynie korab polskiego romantyzmu); ale nigdy i u nikogo ta męka nie tworzy tak ostrych i powikłanych zębów Iksjonowego koła, jak u Krasińskiego.




Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.


ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT


NIE ODWOŁUJĘ OFERT, PROSZĘ POWAŻNIE PODCHODZIĆ DO LICYTACJI