Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Tomasz Kowalczyk Kontrasty nowa z dedykacją :)

19-01-2012, 12:49
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 20 zł     
Użytkownik Tomasz1K1
numer aukcji: 2051435652
Miejscowość Leszno
Wyświetleń: 51   
Koniec: 25-01-2012 19:16:28

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2011
Kondycja: bez śladów używania
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

 

Autor nie pisze prozy, ani prozy poetyckiej. Niniejsze wiersze są próbą odzwierciedlenia uczuć i problemów współczesności z zachowaniem szacunku do tradycji. Przeszłość, bowiem, przetworzona odpowiednio w teraźniejszości daje nam okruchy, które zakwitną w czasach nadchodzących. W zbiorku „Kontrasty” autor zawarł wrażenia na tematy różne, od muzyki romantycznej przez odczucia towarzyszące codzienności, po analizę sztuki. Odkurzona została m. in. forma sonetu jak i wprowadzone formy nowe. Nie ma spraw i rzeczy banalnych, jeśli je dostrzegamy, jeśli jest w nich coś, co zmusza twórcę do wyrażenia. Tak jak nie ma identycznych dwojga ludzi, tak nie ma dwóch identycznych spojrzeń na rzeczywistość, dlatego warto się tym widzeniem świata dzielić, bo to może nas wzajemnie wzbogacać. 

Książka jest wzbogacona ilustracjami wykonanymi tuszem oraz ołówkiem. 

 

Uwaga!!

Jedyna możliwość otrzymania dedykacji od autora na tejże aukcji.(Po wylicytowaniu proszę podać komu dedykacja ma być napisana)

Książka otrzymała pozytywną recenzję m.in. na takim portalu jak: książki-online (http://ksiazka-online.pl/index.php/2012/01/kontrasty-tomasza-kowalczyka/)

 

Wybrane dwa wiersze z tomu:

 

 

Żądza

 

Lśni kremowo  jak skórka jabłka,

Dzień, co różami nas obarcza,

Myślę czy pocałunku pomadka,

By skryć czar Twych ust wystarcza.

 

…Bo gdybyś tylko odsłoniła usta,

Słońce swoich kruszców lassem

Bawełnianą kołdrę by wymuskał

I podzieliłby swą passę,

Z wzrokiem podglądacza- luny,

Co się plagą orgii nosi,

W plamach zadumy,

Za księżycem gwiazdka prosi,

I wtem wszechświata zwały,

Bić chcą na wskroś ust Twych zorzą,

Układy, planety zagorzały,

Nie sprostały dreszczy nożom.

I jakiś Gabriel czy inne diabli,

Gasić je musi, nie znając tajników,

Nadzieje w Tobie pokładali,

Spalili się… z hordą grzeszników.

A Stwórca...  poczochrany Twym blaskiem

Został, ten, wieczności szuler,

Aż spiekł palce żelazkiem,

Kiedy prasował czarną dziurę…

 

Tuli granatowo, jak skórka śliwki,

Noc, co rozkoszą nas obarcza,

Lecz ust Twoich, ponętnej używki,

Kąsanie mi nie wystarcza…

 

 

 

Daleko

 

 

Bluszcz po pniu pancernym swobodnie się wspina,

W szparkach żyłek rozkruszonych objęcia rozwidla

I otula wreszcie udo, które jest jak filar,

Potulnie i zalotnie… szmer… pończochy sidła.

 

Ściółka kulinarne wypachnia słodkości,

Szyszka skwierczy przepełniona słońca lianą,

Echo lotne melancholię składa nieprzerwaną

Wołasz-„Tęsknię”, „Dobrze, wracam, dość mi”

 

„Tylko dokąd?” Gardziel kniei sążnie dycha,

Nabrzmiała rozkosznie szmaragdu tłuszczem,

„Tylko dokąd?!”… nastaje noc cicha,

A ja tulę się do drzewa, otulony bluszczem…

 

 

 

 

 

Miłej lektury! :)