Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

PRZYBOROWSKI - BITWA POD RASZYNEM IL.GÓRSKI 1945

16-01-2012, 18:14
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 65 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2027851519
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 9   
Koniec: 15-01-2012 20:00:00

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

SPIS ROZDZIAŁÓW.


ROZDZIAŁ i. W kiór/m czytelnicy zapożnajq się z bohałerem
powieści i rotmistrzem von Lampę ..... 5 ,. ' -!!- W ,którym fest opowiedziane, jak dzielny Janek
został zamknięty w' piwnicy . . . , . . . . 15
Ul- W foki sposób Janek wydostał się z piwnicy I co
ticierpir.ł przechodząc przez dtugl, zrujnowany
■ . , ioch podziemny ............. 25
IV- Przygody Janka w podróży do Nadarzyna i smutny
koniec wronego konika . . 38
V. Przybycie Janka do pałacu, rozmowa z księciem
Józefem i krwawa bifwa 50
VI. W którym opowiedziane jest, jakim sposobem Janek spotkał się z Francem i co z tego spotka¬nia wynikło . .' . , , " . , ■ . . . ... . 63
,, VII- Jakim sposobem dzielny Janek wyswobodził się
z rak cusfriuckich i co potem się stało. ... 74
,, Viii- Janek błądzi po lesie, dostaje się w ręce bandy
Cyganów i zapoznaje się z Cyngą ...... 85
. „ IX.-. Smutny początek znajomości z Cyngą i bohater-
1 ska śmierć znalezionego przez Janka pieska . ■ 96 X- Janek złapany dowiaduje się od Cyngl, co co
:czeka nazajutrz rano ..' ■...'. 107
i ,. Xl. Wydosianie się z cygańskiego obozu i straszna
przeprawa przez rwqce wody potoku .... 118

129
ROZDZIAŁ'Xii. Ucieczko Janka i Cyngi na królewskim koniu
Romna -
XIII. Historia młodego Cyngi ■ • 140
XIV. W jaki sposób Janek i Cynga zaopatrzyli się
w konie i broń huzarską 151
XV- Bitwa pod Raszynem — bohaterski, acz mimo¬
wolny w niej czyn Janka _ •■ ■ • 1°2
XVI. Janek, otrzeźwiony przez Franca, nawiqzuie
z nim ścisłą przyjaźń ■ • ■ 1'*
Zakończenie". 178



ROZDZIAŁ I
w którym czytelnicy zapoznają się z bohaterem powieści i rotmistrzem von Lampę.


W dniu 13 kwietnia 1809 r. we dworze wsi Łę-gonice, leżącej niedaleko Nowego Miasta'nad Pilieą, ruch był niezwykły. Na dziedzińcu stały karabiny żołnierskie, ustawione w kozły, koło płotów parskały konie, rzędem uwiązane u kołków, osiodłane i goto¬we do marszu, na środku podwórza warzyło się je¬dzenie w niewielkich kotłach, kręciło się mnóstwo żołnierzy, krzyżowały się rozkazy, rozlegały się śpiewy, krzyki, brzęk szabel... Co chwila na'wielki ganek dwom, wsparty na dwóch słupach murowa-1 nych, wybiegał ze środka jakiś oficer, w kapeluszu z piórami, świecący cały od złota, i donośnym gło¬sem wydawał rozkazy, po których zwykle kilku .żoł-

nierzy dosiadało koni i wyjeśdżaib pędem w różne strony. Służba dworska biegała tu i tam, potrącana i szturchana przez żołnierzy, którzy przy tym głośno odgrażali się po niemiecku —■ gdyż byłoJto wojsko austriackie — że dadzą się Polakom we znaki.
Robił się już wieczór i z niedalekiej Pilicy wzno¬siły się białe mgły. Od zachodu pokazało się kilka chmurek, które rosnąc coraz bardziej, wraz z zapa¬dającą szybko ciemnością, pokryły całe niebo i wkrót¬ce zaczął padać drobny a gęsty deszczyk. Noc zrobiła się niezmiernie ciemna i ponura, wśród której żoł¬nierze, kręcący się koło ogniska, na środku dziedziń¬ca, wyglądali jak krwawe widma. Wszystkie okna dworu, oświecone mocno, nie mogły rozjaśnić posęp¬nych ciemności dżdżystej nocy. Później zerwał się wicher, który miotając gałęziami drzew, nadawał całości obrazu jeszcze smutniejszy charakter.
Kiedy deszcz rozpoczął na dobre padać, wszedł z dziedzińca do dworu mały chłopiec, liczący może dziesięć lat życia. Był to chłopczyna smukły, rumia¬ny, z wielkimi, niebieskimi oczami, % jasnoblond główką. Z sieni, nie namyślając się wiele, widocz¬nie dobrze obznajmiony z położeniem dworu, otwo¬rzył drzwi na lewo i wszedł do niewielkiego pokoju, oświeconego kilku woskowymi świecami. Pod oknem koło stołu, założonego mapami, siedziało kilku ofi-

cerów austriackich i żywą,; ze rozmowę.
Chłopczyna przemknął się cicho przez ten pokój nie zwracając na siebie uwagi i wszedł przez drzwi w głębi, które to drzwi zostawił nieco otwarte, żeby mieć trochę światła w maleńkiej, ciemnej izdebce, do której teraz wszedł. Tu namacał łóżeczko swoje i usiadł na nim nie zapalając wcale świecy, i w głę¬boką pogrążył się zadumę. Wprost niego znajdowa¬ło się okno, przez które widział drzewa sadu, krwa¬wo oświecone od wielkiego ogniska, jakie rozpalili w środku ogrodu żołnierze. W pokoiku była cisza zupełna, ze dworu tylko dochodził jednostajny plusk deszczu, gwar żołnierzy i rozmowa oficerów z są¬siedniej komnaty. Przez uchylone drzwi widział Janek, bo tak się nazywał chłopiec, koniec szabli jednego z oficerów, gorejącej wielkim blaskiem od świec. W swej samotnej zadumie patrzał na drze¬wa krwawe od krwawego ogniska, nav ową szablę świecącą jak roztopione srebro, nadsłuchiwał plusku deszczu i żywej rozmowy oficerów.
A miał biedaczek o czym myśleć. Sierota, ży jacy na łasce bogatego stryja, który w obawie bli-skiej wojny przed kilku dniami wy jechał zagranicę z całą rodziną, został Janek prawie sarn jeden w tym wielkim dworze, zapomniany i porzucony na wszyst-

kle nieSezpieegeństwe czasów wojennych. Oprócz niego była jeszcze we dworze stara klucznica, Boguszewska, która wobec nagłego najścia wojsk austriackich na Łęgoniee, zajęta wydawaniem żyw-aośrf, nie miała ani chwili wolnej, by pomyśleć
0 Janku. Reszta służby rozbiegła się — w stajni
tylko przy koniach był Marcin, niegdyś masztalerz,
dziś starzec, ledwo mogący powłóczyć nogami Nie
dziw zatem, że nie miał kto myśleć o Janku. Bied¬
ny chłopczyna przepędzał cały dzień na dworze
1 w ogrodzie przypatrując się żołnierzom austriac¬
kim, którzy przyszli do Łęgonic rano i gotowali się
za parę dni przejść Pilicę pod Nowym Miastem,
żeby wkroczyć do Księstwa Warszawskiego. Cho¬
dząc tak, Janek przypatrywał się wszystkiemu cie¬
kawie, żywiąc się chlebem, który udało mu się
schwycić w kuchni, potrącany przez żołnierzy, nie
zwracając na siebie wśród tego zamętu niczyjej
uwagi. Teraz, po całodziennej włóczędze po dwo¬
rze, wślizgnął się do swojej izdebki i usiadłszy po
ciemku na łóżku, znużony i głoclny, zamyślał iść
spać. Oczy mu się kleiły, wrzawa, panująca dokoła,
powoli zlewała się w jeden monotonny hałas, i już
miał zasnąć, gdy nagle uderzyło jego słuch nazwisko
księcia Poniatowskiego, wyrzeczone głośniej w są¬
siednim pokoju przez oficerów.

Janek, który był chłopcem pojętnym i rozwi¬niętym nad swój wiek, wiedział dobrze, że książę Józef Poniatowski jest naczelnym wodzem wojsk Księstwa Warszawskiego, z którymi Austriacy wła¬śnie gotowali się prowadzić śmiertelną walkę. Za¬ciekawiony, co też mogą Austriacy mówić o księciu, o którym od starego Marcina wiele słyszał, Janek podniósł głowę i nadstawił uszów. Oficerowie mówili głośno, nie spodziewali się zapewne, że ich kto sły¬szy, a chociaż rozmawiali po niemiecku, dla Janka nie stanowiło to trudności, gdyż dobrze znał ten język, 'nauczywszy się go od bony, Niemki, która przyjęta do dzieci stryja dla zaznajomienia ich z niemczyzną, rozmawiała także z Jankiem po nie¬miecku. A że, jakeśmy już powiedzieli, chłopiec był bardzo pojętny, szybko więc nauczył się mówić tym językiem, którego dzieci stryja, mozolnie uczone, zrozumieć jeszcze nawet nie mogły. Dzięki wiec temu z łatwością mógł wysłuchać, co mówią w są¬siednim pokoju oficerowie austriaccy.
1 -— A więc tak rzeczy stoją — mówił jeden z nich głosem podniesionym, rozkazującym, widocz¬nie starszy między nimi — a więc, jak nam doniósł ten huncwot Żyd, książę Poniatowski jest w Nada¬rzynie, miejscowości, oddalanej stąd niespełna

o osiem mil, a nawet bliżej, jeżeli udamy się bocz¬nymi drogami, nie gościńcem..,
— Tak, jenerale — wtrącił inny głos — ale trze¬
ba znać te boczne drogi. W tym przeklętym kraju
łatwo zabłądzić, a wtedy...
— Mości rotmistrzu — odezwał się na to poważ¬
nie jenerał — wszystko przewidziałem i bądź pewny,
że nie pobłądzisz. Otóż, moi panowie, książę Ponia-
towski jest w Nadarzynie, zaledwie z półplutonem
ułanów, niespełna dwadzieścia koni — i nie myśląc
wcale o wojnie bawi się w najlepsze, spokojny i pew¬
ny. Na jutro nawet jest nakazane wielkie polowanie
w parku nadarzyńskim... Sam Bóg go nam daje w rę¬
ce, moi panowie. Ze schwytaniem naczelnego wodza
wojsk Księstwa Warszawskiego wojna dla nas będzie
prostą przechadzką — nikt nam nie będzie śmiał sta¬
wić oporu. Cel tćn jest istotnie godny ofiary.
Tu mówiący jenerał odetchnął i tak dalej cią¬gnął:
— Waćpan, panie rotmistrzu von Lampę, weź¬
miesz trzy szwadrony huzarów węgierskich, szwa¬
dron pandurów i trzy działa artylerii konnej — wy¬
ruszysz stąd o godzinie dwunastej w nocy, przepra¬
wisz się przez Pilicę po moście w Nowym Mieście
i szybkim marszem udasz się do Nadarzyna; Tu masz
marszrutę. Pójdziesz drogą najprostszą, na wsi: Jaj-

kowice, ^łędów, Michrów, Ojrzanów do Nadarzyna, ogółem siedem do ośmiu mil polskich. Przy szybkim pochodzie nie zatrzymując się nigdzie powinieneś być w tej miejscowości jutro rano o godzinie szóstej lub siódmej najpóźniej. Rozproszysz ułanów, weźmiesz księcia Poniatowskiego do niewoli i odpocząwszy go¬dzinę ruszysz do nas z powrotem, zachowując wszel¬kie ostrożności... Spodziewam się twego powrotu ju¬tro, około piątej po południu. Będę cię czekał z nie¬cierpliwością. Tu masz mapę, przypatrz się drodze twego pochodu.
Rozległ się szelest rozwijanego papieru i chwi¬lowo cisza zapanowała w pokoju. Łatwo zrozumieć, z jakim wzruszeniem wysłuchał tej rozmowy biedny Janek. Zrazu nie pojmował, o co idzie — ale wkrótce oprzytomniał i słowa jenerała austriackiego stały się dla niego jasne, bardzo jasne. Kroplisty pot wystąpił mu na czoło. Chcą porwać księcia Józefa, tego boha¬tera, który tylu świetnych czynów dokonał, chcą go schwytać, może zakuć w kajdany, ubezwladnić cały naród, który pozbawiony swego wodza, jak stado owiec bez pasterza, nie będzie mógł, nie będzie śmiał nigdzie stawić dzielnego oporu Niemcom. I Niemcy znów zapanują nad nami, ci Niemcy, których Janek nienawidzi, o których stary Marcin w cichych wie¬czornych pogadankach tyle strasznych rzeczy opo-

viadal! Janek czuł, ŻE wszystka krew w nim sig bu¬
rzy,, chciał wypaść do oficerów austriackich, knują¬
cych tak niecne plany, chciał stanął przed nimi i po¬
wiedzieć im: ■
— Nie, panowie, to jest rzecz nie godna rycerzy, chwytać podstępnie bezbronnego nieprzyjaciela. Idź¬cie naprzeciw tego księcia wtedy, kiedy stanie na cze¬le swych wojsk, walczcie z nim, a on Warn pokaże, jak się to umiera z szablą w ręku w obronie własnego kraju.
Chciał im to powiedzieć i tysiące innych podob¬nych rzeczy, wrzał gniewem i uniesieniem, i już pod¬niósł się z łóżka, gdy po chwilowej ciszy odezwał się znowu poważny głos jenerała:
-i- Dam panu, rotmistrzu von Lampę, dobrego
przewodnika, żebyś nie pobłądził w tym przeklętym
polskim kraju. Przewodnikiem tym jest Zyd Her-
szek, który doniósł mi właśnie o pobycie księcia Po-
niatowskiego w Nadarzynie. On pana doprowadzi
bezpiecznie. A teraz — tu powstał jenerał — ro¬
zejdźmy się, panowie. Rotmistrzu von Lampę! ufam
twej dzielności i odwadze, że dokonasz tego znako¬
mitego dzieła, które zmieni losy świata. Bądź pewny,
że cesarz będzie o tym wiedział i że czeka cię wielka
nagroda. '.. .. ";" [' _ n , . , ... .

— Zrobię wszystko, jenerate — odrzekł ponu-ryms suchym głosem rotmistrz —- zrobię wszystko, co tylko będzie w mojej mocy.
Gdy to rotmistrz mówił, Janek korzystając z brzęku1 szabel i szelestu, spowodowanego powsta¬waniem oficerów, przysunął się do drzwi i ujrzał rotmistrza von Lampę, kłaniającego się jenerałowi. Hotmistrz był to wysoki i chudy jak tyczka mężczy¬zna, z wielką rudą głową, takimiż faworytami i dwoj¬giem maleńkich, siwych, głęboko osadzonych oczu. Spod krzaczastych, rudych brwi patrzały te oczy chytrze, podstępnie, a na wąskich ustach wieszał się szkaradny uśmiech szyderstwu. Ubrany w jaskrawy mundur huzarski, obcisły i suto szamerowany zło¬tem, stał wsparty na szabli i kłaniał się pokornie je¬nerałowi. Wkrótce jenerał wyszedł, a,za nimi i in¬ni — i Janek został sam.
Przez chwilę patrzał nieruchomy pi"zez uchylo¬ne drzwi- na pokój, oblany jasnym światłem kilku świec, na stół, przykryty zielonym suknem, na któ¬rym walały są rozmaite papiery, na krzesła, poroz-suwane w różne; strony, patrzał i nie mógł zebrać myśli. Był oszołomiony strasznym projektem, które¬go mimowolnie dopiero co wysłuchał. Cala jego du¬sza burzyła się na tych rycerzy austriackich, Łjjórzy umieją walczyć tylko podstępem i chytrością..

— To nikczemne! — szeptał.
Ale wkrótce f oprzytomniał, uspokoił się i po¬czął zimno rozmyślać nad tym, co słyszał. Przede wszystkim wiedział, że trzeba koniecznie zawiado¬mić księcia Józefa -~ to było rzeczą jasną, niezbędną, jeżeli wódz nie miał wpaść w .ręce nieprzyjaciela, a z -wodzem kraj cały. Jakże tu jednak zawiadomić księcia? Janek, jak żyje, nigdy nie był w Nadarzynie. Siedem mil: przestrzeń ta wydawała mu się niezmie¬rzoną. Nigdy nie wyjeżdżał z Łęgonic dalej niż do Nowego Miasta — nie miał wyobrażenia, jak można tak wielką przestrzeń przejechać. A jednak czuł ko¬nieczność, nieuniknioną konieczność zawiadomienia księcia Józefa o zamachu, jaki na niego gotują Au¬striacy. Z początku chciał powiedzieć o wszystkim Marcinowi, ale po namyśle porzucił ten zamiar. Mar¬cin, głuchy, nie dosłyszałby dobrze, a krzyczeć prze¬cież nie można, kiedy po całym obejściu dworskim, po całej wsi pełno żołnierzy austriackich, pomiędzy którymi jest wielu Polaków, rodem z Galicji. Odrzu¬ciwszy ten pomysł, jako niepraktyczny i niebez¬pieczny, Janek począł w głowie szukać innej jakiej osoby, której by mógł się poradzić. Ale nikogo nie znalazł, już dla tego samego, że nikogo, prócz Marci¬na i klucznicy, nie było we dworze.

Wówczas postanowił sam jechać. Zerwał się z łóżka, na którym siedział, i zawołał:
— Bóg tak chce — nie na próżno słyszałem tu¬taj cały projekt tej wyprawy. Pojadę,—w imię-Bóże!
Żwawo schwycił czapeczkę, zarzucił na siebie watowany płaszczyk, przeżegnał się i wybiegł ze swej izdebki.


WIELKOŚĆ 16,5X13CM,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA,LICZY 178 STRON + ILUSTRACJE K.GÓRSKIEGO.

STAN :OKŁADKA DB,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,JEDNA Z ILUSTRACJI JEST LUŹNA,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO GEBETHNER I WOLF WARSZAWA 1945.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE