Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

NA POGRANICZU ŻYCIA POWIEŚĆ FANTASTYCZNA 1936

23-01-2012, 13:40
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 20 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2046242231
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 12   
Koniec: 22-01-2012 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

AUTOREM KSIĄZKI JEST ALEKSANDER JUNOSZA-OLSZAKOWSKI.


ROZDZIAŁ I.


— Pytasz się mnifc o rzeczy, co clo których sam nie mam wyrobionego zdania. Wszystko przedstawia mi się niewyraźnie, w mglistych zarysach. Sąd o tych zjawi¬skach oparty jest wyłącznie na hipotezie, a wiesz prze¬cie, ile złudzeń zawierać może każda hipoteza! Aczkol¬wiek osoba moja jest źródłem owych zjawisk, jednak nie ułatwia to bynajmniej badania, a raczej utrudnia je w sposób niezwykły. Wierzaj mi, drogi przyjacielu, wie-lebym dał za to, ażeby samemu zdobyć wiedzę w tej arcy-ciekawej dziedzinie i zorjentować się w fenomenach psy¬chicznych, które za siedlisko obrały moją skromną osobę. Być może, iż przy pewnem doświadczeniu i zrozumieniu układu sił działających zjawiska telepatyczne oraz tele¬wizyjne spotęgowały się i wzmogły na sile i wyrazistości, co znowu pociągnęłoby za sobą nowe fenomeny i od¬krycia!.
Tak mówił pewnego czerwcowego dnia młody Jan Christoff, siedząc na tarasie hotelowym w towarzystwie swego przyjaciela z lat szkolnych, Stefana Ogińskiego. Ten ostatni, zajmujący od paru miesięcy stanowisko na¬czelnego redaktora „Kurjera Południowego", z pewnego rodzaju namaszczeniem prowadził interwiew, jakoże stu-gębna fama oddawna otoczyła aureolą legendarną Jana Christoffa, obywatela ziemskiego z pod Błonia. Pomimo doktoratu filozoficznego i prawnego oraz znajomości

wielu języków, CHfistoff nie szukał karjery w stolicy i wolał siedzieć na wsi.
Wybitne zdolności jasnowidzenia i rozdwajania się ■
osobowości zwróciły na niego uwagę sąsiadów. Głuche
wieści o „cudach" błońskich dotarły do stolicy, rosnąc
w miarę oddalania się od źródła oraz budząc wszędzie
zrozumiałe niedowierzanie i zachwyt. Częstokroć śmiano
się serdecznie z opowiadań służby folwarcznej, którą
nierzadko o tej samej godzinie widywała swego dziedzica
w różnych miejscach folwarku. Miało to niemałe znacze¬
nie w gospodarstwie, ludzie bowiem z niezwykłą gorli¬
wością przykładali się do pracy, sądząc, iż są pilnowani.
Śmiano się również, kiedy ktoś z sąsiedztwa podejmował
gościnnie Ghristoffa, nie wiedząc o tem, iż ten drzemie :
. słodko w hamaku, zawieszonym we własnym ogrodzie.
Często nagłe w nocy zjawienie się astrala niesamowitego
dziedzica straszyło ludzi, nie spodziewających się tajem¬
niczej wizyty. . , ' ;
Te i tym podobne wypadki nasunęły myśl młode^ .-..
mu redaktorowi „Kurjera Południowego", ażeby zając
się bliżej zdumiewającemi zdolnościami swego przyja- _
cielą i opisać je.w. szeregu rewelacyjnych artykułów,
których oddawna-domagali się czytelnicy pisma, inte-
. resujący się niezmiernie osobą Christoffa. ' -■■. /
— Mówisz, że nic nie wiesz? — wyrzekł z namysłem Ogiński, strząsając popiół z papierosa. — A jednak jestem nieomal pewny, że musisz coś odczuwać, kiedy osoba twoja ulega, rozdwojeniu i odbywa wiele podróży! .
Jan Christaff z pewnego rodzaju niecierpliwością poruszył się na fotelu i odparł:
■— Mogę cię zapewnić, że nie odczuwam żadnej przyjemności ani przykrości! Poprbstu śpię!
■— A zatem sen jest. warunkiem nieodzownym przy rozdwajaniu się osobowości?

— Nie powiedziałbym tego! Czasami zdarza mi się,
że podczas czuwania, a nawet zwykłej, normalnej pracy,
straszę łudzi, znajdujących się w parukilometrowej odle¬
głości ode mnie. Dzieje się to bez mojej wiedzy i woli!
— W takim razie astral rządzi tobą?
— Wątpię! Kiedy zechcę, mogę się znaleźć w danem
miejscu, a nie gdzieindziej. Im większe uda mi się osią¬
gnąć skupienie woli przed eksperymentem, tem jaśniej
odczuwam swoją niezależność od wszelkich wpływów,
a przędewszystkiem od mojego astrala. Poprostu zdaje
mi się, że astral i ja — to jedno! Jesteśmy ze sobą całko¬
wicie złączeni!
— A co dzieje się z tobą podczas eksperymentu?
— Nie wiem! Tracę łączność z mojem ciałem! Nie
myślę o niem. Jest mi ono niepotrzebne! Naturalnie, po¬
wyższe słowa dadzą się zastosować wyłącznie do ekspe¬
rymentu połączonego ze snem i dużym wysiłkiem woli.
Jest to warunek niezbędny! Wówczas zjawisko rozdwo¬
jenia się, według relacji ludzi, do których myśl moja zo¬
stała skierowana, wywiera mocne wrażenie. Opowiadają
mi, że astral daje się dotykać, przyezem każdy wyczuwa
pod palcami materjał mego ubrania i tętniące krwią
ciało!
Ogiński z entuzjazmem podniósł ręce do góry i wy¬
krzyknął: «
— Ależ to jest wspaniałe zjawisko dematerjalizacji!
— Zapominasz o tem, że ciało moje, pogrążone we
śnie, nie umniejsza się bynajmniej i "nie ginie!
— To nie ma nic do rzeczy! Czyś ty się kiedy ważył
podczas eksperymentu?
Christoff bezradnie rozłożył ręce.
— Przecież ja śpię, a z domowników moich nikt się
dotychczas mną nie zajmował z punktu widzenia nau¬
kowego! ;

— A widzisz! — odparł młody redaktor, uśmiecha¬
jąc się triumfująco. — Mogę się założyć o każdą sumę,
że tracisz na wadze na korzyść astrala! Oddawna już
uczeni stwierdzili, że tak zwana ektoplazma w człowieku
jest substancją niezwykle ciężką, a zatem przy jef ubytku
ciężar ciała zmniejsza się gwałtownie! W tej chwili przy¬
szło mi do głowy, że szkoda twoich zdolności marnować
na wsi! Należy zrobić eksperyment, któryby zwrócił na
ciebie uwagę całego świata. Czyś zastanawiał się nad
tem, że niesamowity twój talent stać się może punktem
zwrotnym w dziedzinie nauki o jasnowidzeniu i że tym
sposobem oddasz nieocenione usługi ludzkości, błądzącej
poomacku w olbrzymim lesie historyjek o duchach, dja-
bTach i tak zwanych strachach?
Jan Christoff uśmiechnął się lekko.
— Propozycja twoja zbiega się z moją ideą, odda¬
wna już bowiem miałem zamiar zgłosić się do Instytutu
Badań Metapsychicznych w Warszawie, oddając się na
usługi nauki.
— A zatem doskonale się składa, ponieważ sam je¬
stem członkiem tego Instytutu i właśnie miałem na myśli
oddanie ciebie w ręce tych ludzi, którym nie obce są
wszelkie fenomeny metapsychiczne. Jutro o godzinie
jedenastej rano czekać cię będę w hallu hotelowym, skąd
pójdziemy razem na pierwsze posiedzenie Instytutu.
Tymczasem pożegnam ciebie, gdyż muszę pójść do re¬
dakcji, spodziewany się bowiem dziś wieczorem nadejścia
kilku ważnych depesz politycznych, zawierających infor¬
mację z przebiegu zatargu chińsko-japońskiego!
To mówiąc młody redaktor powstał z fotelu i wy¬ciągnął rękę do Christoffa.
Nagle zatrzymał się w miejscu, zdjęty przeraże¬niem.
Twarz jasnowidza była siraszliwie blada,, w błę-

dnyeh zaś oczach, utkwionych w przestrzeni, malowała się zgroza i śmiertelny przestrach.
Ogiński porwał za ramię przyjaciela i potrząsnął nim gwałtownie,
-r Na Boga! Co ci jest?!
Christoff bez słowa opuścił głowę i niecierpliwym ruchem ręki nakazał milczenie.
Młody redaktor początkowo straci! głowę, myśląc,
iż jego przyjaciel umiera. Po chwili jednak zapanował
nad sobą i sądząc, że Christoff cierpi na serce, wyjął chu-
. steczkę i zmoczył ją wodą z karafki, chcąc zrobić zimny;
okład.
Powtórny jednak ruch ręki Christoff a nakazał mu spokój.
Christoff bowiem ulegał przypadkowemu jasno¬widzeniu.
Minęła długa minuta ciszy. — Wreszcie Christoff ocknął się ze swego osłupienia, westchnął głęboko, ro-ze.irzał się wokoło i nagle skoczył na równe nogi.
— Stefan! Na miłość boską! Biegnijmy na pomoc!!
Ogiński cofnął się zdumiony.
— Gdzie?! Dokąd?! Komu?!
Christoff pociągnął go do balustrady tarasu i drżącą ręką wskazał na okna olbrzymiej kamienicy, stojącej naprzeciw hotelu.
— Widzisz te dwa okna na trzeciem piętrze tuż obok
rynny?
. — Widzę!
— Tam przed chwilą popełniono morderstwo! Ja¬
kiś mężczyzna zabił kobietę! Widziałem go w chwili zbro¬
dni! Musimy tam udać się natychmiast! Może nieszczę¬
sna ofiara jeszcze żyje?! To było straszne!!
Christoff zakrył ręką oczy i wstrząsnął się nerwowo. Oiriński ruszył ku drzwiom. W obliczu realnesro nie-*

bezpieczeństwa umysł jego pracował bez śladu nieda¬wnego wzburzenia.
■— Janek! Chodź za mną! Może zdążymy!
Po chwili obaj przyjaciele zjechawszy windą na dół przebiegli szybko szerokość ulicy, nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenie portjera i znikli w bramie olbrzy¬miej kamienicy.


WIELKOŚĆ 22,5x15,5CM,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA,LICZY 124 STRONY.

STAN :OKŁADKA DB-,BLOKI STRON SĄ POLUŹNIONE ,BRAK DLN.WEWN.ROGÓW STRON 85-92,URWANA KARTKA 93-94 /PATRZ SKAN/,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB- .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO ILUSTROWANEGO KURYERA CODZIENNEGO
KRAKÓW 1936.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE