Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

MARYSIEŃKA SOBIESKA SOBIESCY BOY ŁADNA OPRAWA

16-01-2012, 18:09
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Najwyzsza cena licytacji: 50 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2036022604
Miejscowość Kraków
Licytowało: 1    Wyświetleń: 24   
Koniec: 13-01-2012 20:18:45

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI -
MARYSIEŃKA SOBIESKA



PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W DOLNEJ CZĘŚCI AUKCJI (CZASAMI TRZEBA WYKAZAĆ SIĘ CIERPLIWOŚCIĄ W OCZEKIWANIU NA ICH DOGRANIE)


AUTOR -
TADEUSZ ŻELEŃSKI - BOY

WYDAWNICTWO, WYDANIE, NAKŁAD -
WYDAWNICTWO - PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY (PIW), WARSZAWA 1954
WYDANIE - DRUGIE
NAKŁAD - 15000 + 176 EGZ.

STAN KSIĄŻKI -
BARDZO DOBRY MINUS JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, PODPIS NA STRONIE TYTUŁOWEJ) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).

RODZAJ OPRAWY -
INTROLIGATORSKA, TWARDA, PŁÓCIENNA ZE ZŁOTYMI TŁOCZENIAMI I ZACHOWANA W ŚRODKU ORYGINALNA, MIĘKKA

ILOŚĆ STRON, WYMIARY, WAGA -
ILOŚĆ STRON - 291 + TABLICE Z ILUSTRACJAMI
WYMIARY - 18,5 x 12,5 x 2,7 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,335 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)

ILUSTRACJE, MAPY ITP. -
ZAWIERA


KOSZT WYSYŁKI -
8 ZŁ - KOSZT UNIWERSALNY, NIEZALEŻNY OD ILOŚCI I WAGI, DOTYCZY PRZESYŁKI PRIORYTETOWEJ NA TERENIE POLSKI.

ZGADZAM SIĘ WYSŁAĆ PRZEDMIOT ZA GRANICĘ. KOSZT WYSYŁKI W TAKIM PRZYPADKU, USTALA SIĘ INDYWIDUALNIE WEDŁUG CENNIKA POCZTY POLSKIEJ I JEST ZALEŻNY OD WAGI PRZEDMIOTU. (PREFEROWANYM JĘZYKIEM KONTAKTU POZA OCZYWIŚCIE POLSKIM JEST ANGIELSKI, MOŻNA OCZYWIŚCIE PRÓBOWAĆ KONTAKTU W SWOIM JĘZYKU NATYWNYM.)

I AGREE to SEND ITEMS ABROAD. The COST of DISPATCHING In SUCH CASE, IS ESTABLISH ACCORDING TO PRICE-LIST of POLISH POST OFFICE SEVERALLY And it IS DEPENDENT FROM WEIGHT of OBJECT. ( The PREFERRED LANGUAGE of CONTACT WITHOUT MENTIONING POLISH IS ENGLISH, BUT YOU CAN OBVIOUSLY TRY TO CONTACT ME IN YOUR NATIVE LANGUAGE.)


DODATKOWE INFORMACJE - W PRZYPADKU UŻYWANIA PRZEGLĄDARKI FIREFOX MOŻE WYSTĄPIĆ BŁĄD W POSTACI BRAKU CZĘŚCI TEKSTU LUB ZDJĘĆ, NIESTETY NARAZIE JEDYNYM ROZWIĄZANIEM JAKIE MOGĘ ZAPROPONOWAĆ TO UŻYCIE INTERNET EXPLORERA LUB WYSZUKIWARKI "OPERA", Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA NIEDOGODNOŚCI.
PRZY OKAZJI PRZYPOMINAM O KOMBINACJI KLAWISZY CTRL+F (PRZYTRZYMAJ CTRL I JEDNOCZEŚNIE NACIŚNIJ F), PO NACIŚNIĘCIU KTÓREJ Z ŁATWOŚCIĄ ZNAJDZIESZ INTERESUJĄCE CIĘ SŁOWO O ILE TAKOWE WYSTĘPUJE W TEKŚCIE WYŚWIETLANEJ WŁAŚNIE STRONY.



SPIS TREŚCI LUB/I OPIS -

TADEUSZ ŻELEŃSKI-BOY
MARYSIEŃKA SOBIESKA
PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY
REDAKTOR: ZOFIA LEWINÓWNA
OKŁADKĘ PROJEKTOWAŁ MAREK RUDNICKI
REDAKTOR TECHNICZNY: PAWEŁ ZEMB8ZDSKI
KOREKTOR : STANISŁAW PAPIERZ





I
ZAMIAST PRZEDMOWY

Kiedy szanowna firma księgarska podejmując cykl biografii historycznych zaproponowała mi napisanie Marysieńki (So-bieskiej), myśl wydala mi się kusząca. Cóż za bogactwo materiału! Miłość Sobieskiego do pięknej Francuzki — jakaż to ciekawa powieść psychologiczna, podszyta romansem rycerskim, intrygą polityczną w wielkim stylu. Co za kontrasty: królewski płaszcz z gronostajów rzucony na zmiętoszone łóżko w Pielaskowicach czy w Jaworowie; Piast ożeniony z Celimeną; pierwsza wielka ofensywa wpływów francuskich na Polskę, no i odsiecz, austriackiego Wiednia jako finał tej dwudziestoletniej propagandy, skutecznej jak wszystkie propagandy... splot zagadnień jakże bogatych, pasjonujących, skomplikowanych. I ten uroczy barok, w jakim się kształtuje ów heroiczny poemat! Już, już objawił mi się wąsal Sobieski jako pyzaty barokowy aniołek, to dmący w surmę zwycięstwa, to stulający buzię do pocałunku!
Ale równocześnie obiegły mnie wahania. Znów być wymyślanym, i głupio wymyślanym! Tak bardzo nieprzyjazne jest u nas nastawienie ogółu do kogoś, kto szuka ludzkiej prawdy pod oficjalnym banałem! Tak mi się już przejadło czytać bzdury o pomniejszaniu wielkości i o „życiu ułatwionym"! A jeżeli kiedy, to tutaj grozi niebezpieczeństwo, bo czyż Marysieńka nie wydaje się wcieloną małością Sobieskiego, personifikacją mniej chlubnych stron jego historii; czyż go ta Francuzeczka wciąż nie ściąga z pomnika za połę kontusza na ziemię? Ale gdyby się w tym rozpatrzyć, okaże
się, iż wielkość z małością spojone są tu tak ściśle, że odgrodzić ich nie podobna, tak jak nie zdołali rozdzielić Sobieskiego z Marysieńką ci, co chcieli nie dopuścić jej do koronacji. Zatem, co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza.
Ani człowiek, ani nauka. A nauka bywa tu w kłopocie. Prof. Konopczyński stwierdza w Encyklopedii Akademii Umiejętności, że czasy Sobieskiego są szczególnie przez naszą historię zaniedbane. „Historycy — pisze — woleli nie tykać tej epoki, jakby bojąc się rozwiać historię o wielkim człowieku przez drobiazgowy wgląd w jego postępki."
W istocie, jest to bohater szczególnie kłopotliwy. Wciąż go trzeba tłumaczyć, wciąż rozgrzeszać, znajdować dla niego okoliczności łagodzące. Wciąż się jak gdyby chowa... Ale to może dlatego, że go się bierze zbyt górnie. Wówczas Sobieski nudzi się i zmyka. A skoro go powiesić na ścianie między Chrobrym a Kościuszką, co chwila wyłazi z ramek, aby załatwić jakąś ludzką potrzebę. Łatwiej byłoby go moie zrozumieć, gdyby się pogodzić z itym, że to, co się uważa za jego słabość czy skazę, było najistotniejszym motorem jego życia.
Sam Sobieski daje nam wskazówkę w tej mierze. Weźmy do rąk jego nieoszacowane listy do Marysieńki i zajrzyjmy pod r. 1667. Jesteśmy we Lwowie w miesiącu wrześiniu, w dobie rodzącej się wielkości hetmana, w najwspanialszym może momencie jego życia, tuż przed śmiertelnymi dniami, gdy Sobieski zamknie się ryzykownym manewrem w Podhajcach, aby ściągnąć na siebie przeważające siły nieprzyjaciela i pobić go na głowę. Ma wszystkiego 7000 wojska, a ciągnie na niego — tak donosi do Paryża Marysieńce — 100 000 Tatarów i 50 000 Kozaków. I równocześnie opisuje jej przygodę, jaka mu się w tej chwili zdarzyła z jej powodu. Nie było od niej listów, a gruchnęła tu wiadomość, że Marysieńką jest chora. Co się z nim stało pod wpływem tej wiadomości i co się z nim działo przez dwa tygodnie, to „wszystko miasto i cała Polska powie, bo nie masz tego dziecięcia, które by się nad nim nie użaliło". Sam zachorował z żalu i niepewności, tak że bliski był śmierci. Towarzysze broni nie odstę-
powali go ani na chwlę; nacierali go gorczycą, wciąż mu serdeczną wódkę u nosa trzymali. Nie było kościoła, szpitala, więzienia, gdzieby się przez te dwa tygodnie nie modlono — za zdrowie Marysieńki. On sam kościoły ślubował ufundować, ślubował pościć o chlebie i wodzie w obozie. A patrząc na jego boleść spowiednik jego, ksiądz Solski, płakał tylko — nad sobą i powtarzał: „Czemu ja tak Boga kochać nie mogę!" Aż wreszcie przyszła wiadomość, że Marysieńką zdrowa, i — wszystko jak ręką odjął. Wstał i był zdrów. .,Owo — kończy Sobieski — jest to taka i tak dziwna historia, o której wieki pisać będą mogły."
Zauważmy: jest to bodajże pierwsza okoliczność, że Sobieski uczuł się postacią historyczną; uczuł, że wieki będą mogły pisać o jego przygodzie. I może miał rację. Bitew było w świecie bez liku, większych i mniejszych; ale taki list jak ów ze Lwowa 10 septembra roku 1667 był i będzie tylko jeden. Czytałem gdzieś aforyzm, który mnie zafrapował: mianowicie, że gdzie się biją dwie strony, tam jedna bywa zazwyczaj pobita, z czego niekoniecznie wynika, aby wódz przeciwnej strony był geniuszem. I Sobieski ma zapewne świadomość, że takich potyczek jak te, które dotąd staczał, były w historii tysiące; ale ma zarazem przeczucie, iż taką przygodę miłosną jak jego niełatwo znalazłoby się w dziejach i że „wieki o niej będą mogły pisać". Jak o tej Kleopatrze, która była jego ulubionym romansem.
Mogłyby — ale nie piszą, przynajmniej u nas. Nawet nie bardzo czytają. Wspomniałem listy Sobieskiego. Rozkoszna książka. Ale jak wydane! Przed osiemdziesięciu blisko laty, w ogromnym, nieczytelnym tomisku — dziś rzadkość anty-kwarska — skastrowane przez wydawcę. A listy Marysieńki? Jeszcze gorzej; tych niewiele, które wydano drukiem, zgubiono w ogromnym tomie archiwalnych materiałów historycznych. O tyle słusznie, że kto wie, czy owe listy to nie jest dziś najwalniejszy materiał historyczny do Sobieskiego. W każdym razie czuje się tu człowiek na znacznie pewniejszym gruncie niż gdzie indziej. Bo coś mi się widzi, że gdy chodzi o nasz wiek XVII, okrutnie się zaczyna ziemia chwiać
pod nogami pani Historii. Zwłaszcza wszystko, co jest związane z historią militarną ówczesnej PoUski. Niedawna dyskusja, z takim talentem i brawurą przeprowadzona przez Olgierda Górkę, na temat wojen kozackich jest tego przykładem. Przede wszystkim wczorajsza wojna, która stosunek do wojen w ogóle i do ich strony technicznej uczyniła czymś o wiele konkretniejszym — i krytyczniejszym — niż to było możliwe u książkowych uczonych, patrzących na sprawy wojenne oczami zakamiieniałych cywilów. Takie pojęcia, jak możliwości mobilizacyjne i transportowe, aprowizacja, mapa sztabu generalnego, wątpliwa wartość dokumentaroa komunikatów wojennych, wszystko to z naocznej rzeczywistości zaczęto przenosić wstecz i żywymi doświadczeniami oświetlać dawne dzieje. Ten i ów z historyków sam niedawno dowodził pułkiem czy batalionem na polu bitwy; z konieczności ma inne oko na te sprawy. Zaczęto poddawać krytyce tradycyjne cyfry „nawały wroga", która stale przekraczała jakoby dwudziestokrotnie i więcej garstkę naszych rycerzy. Co więcej, raz wszedłszy na drogę sceptycyzmu zaczął ciekawy historyk zaglądać do archiwów „pohańca" i znalazł w nich, że tam znowui bohaterska garstka Turków i Tatarów raz po raz opiera się przemożnej nawale Polaków. Taki był obustronny fason; a często chodziło o jedną i tę samą bitwę. I łatwo może się zdarzyć, że jaki spec od historii militarnej — nie ubliżając w niczym osobistej dzielności Sobieskiego — ujmie jedno zero z cyfry owych 150 000 podhajeckich nieprzyjaciół; aile najsroższy bodaj rewizjonista przeczytawszy jego listy do Marysieńki nie ujmie nic z jego miłości, tak jak nie ujmie nic z owych tysiąca czerwonych złotych, które na intencję ozdrowienia Marysieńki pan hetman polny obiecał ..dać na dobre uczynki, tj. na murowanie oo. Bonifratellów", i z drugiego tysiąca czerwonych złotych, „na dokończenie murów Panien Karmelitanek naszych bosych", ani z tych dziewięciu kościołów, w których miało się odprawiać po dziewięć mszy przez dziewięć niedziel.
Rzecz prosta, iż pozycje te — i inne tym podobne — choć tak wzruszające, nie usprawiedliwiałyby naszego zainte-
resowania ową tak namiętnie kochaną kobietą. Ale mała jej rączka z przyległościami staje się niesłychanie interesująca przez transmisje dziejowe, które rozszerzyły jej teren operacyjny. Widzimy tę rączkę działającą z niezawodną precyzją w trudnym momencie rokoszu Lubomirskiego i wielkiej gry Marii Ludwiki, i w obu elekcjach, i w polityce zagranicznej króla Jana, i w szansach wyprawy wiedeńskiej. Różowy języczek Marysieńki jest raz po raz w wahaniach dziejowych języczkiem u wagi. Natrafiamy wciąż na jej buzię wertując dokumenty archiwalne francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych (wydane przez naszą Akademię Umiejętności), korespondencję ambasadora Francji ze swoim ministrem, ba, z samym Ludwikiem XIV. Wszędzie Marysieńka, jej ambicje, jej kombinacje, jej fochy, jej pretensje.
Wydawca listów Sobieskiego do Marii Kazimiery, Helcel, powiada, że nasz bohater traci na poznaniu go z tych listów. Ja bym sądził przeciwnie. Bo te fakty, które świadczą przeciw niemu, ukryć by się nie dały; wiadome są i skądinąd; ale dopiero te listy, w których zwierza ukochanej kobiecie swoje najpoufniejsze myśli, dają każdemu faktowi właściwe oświetlenie, a zwłaszcza właściwy styl. Ten styl, zaczerpnięty częścią z serca, a częścią z francuskich romansów, które nasz Polak nie tylko czytał w obozie, ale wcielił je w czyn ze wspaniałym rozmachem, ta gra w Celadona i Astreę, w Syl-wandra i Dianę, nie jest — jak często mówiono — śmiesz-nostką czy słabostką bohatera; wręcz przeciwnie, ten styl jest samą istotą jego odczuwania, jest dlań — w pewnym zwłaszcza momencie życia -— rzeczywistością przesłaniającą mu wszystkie inne. I tylko w tym stylu da się pogodzić sprzeczności jego charakteru, a raczej postępków. Kiedy pod datą 4 października 1667 r. z obozu w Podhajcach czytamy pamiętny uniwersał, w którym przyrzeka — i nie ma w tych jego słowach żadnej przesady — „całość dobra pospolitego własnym zasłonić trupem, dając się in victimam miłey Oyczy-źnie", a wiemy skądinąd, że przez cały ten czas on, wielki marszałek koronny i hetman polny, prowadził targi z Wersalem, aby po narzuconej krajowi elekcji Francuza przehandlo-
wać swoje godności za tytuł marszałka Francji z dodatkiem francuskiego księstwa i miłej gotowizny i na zawsze wynieść się z Polski, wydaje się to jednym potworne, drugim niezrozumiałe; inni wreszcie wolą udać, że tego nie widzą. Ale kiedy tuż po zwycięstwie podhajeckim czytamy w jego liście do Marysieńki, że „Rzeczpospolita ma być za co obligowana Sylwandrowi", i kiedy, omawiając z żoną rokowania wersalskie, stale nazywa Wersal, wedle umownego klucza, pałais enchante (zaczarowany pałac) — zaczynamy wchodzić w jego sposób odczuwania. Zakon rycerski, którego Sobieski jest ozdobą, z tradycji swoich zawsze był po trosze międzynarodowy: alboż nie było wędrownych rycerzy, u których nie o to chodziło, gdzie i za kogo walczyli, ale czy walczyli dzielnie? On, Sylwander, oddał usługi Rzeczypospolitej, a teraz chce odebrać, wraz z Marysieńką, nagrodę — w „zaczarowanym pałacu". Aniby się zawahał: ojczyzna jego jest tam, gdzie jest ona. Czyż nie mówi mu tego jego serce i czyi nie tak jest w romansach? Nie mierzmy patriotyzmu zwycięzcy pod-hajeckiego dzisiejszymi pojęciami, a oszczędzimy sobie przy jego historii wielu drażliwych momentów. To nie jest bohater z Sienkiewicza; a jeżeli ktoś powiedział, że psychikę So-bieskiego odmalował Sienkiewicz w Kmicicu, można by się na to zgodzić chyba z tą poprawką, że jego Oleńką-regalistką była — Marysieńką, co czyni charakterystykę naszego regalisty nieskończenie bardziej powikłaną... Zwłaszcza w czasie panowania Michała Korybuta.
Postacie naszych wielkich bohaterów rodzą w nas rozmaite uczucia. Tak np. Żółkiewski budzi w nas cześć, Batory grozę; Sobieski — z pewnością niemniejszy od tamtych — budzi mimowolny uśmiech. Nie tylko przez swą sarmacką posiać Fredrowskiego Cześnika (nie ufajmy zbytnio tym pozorom!), nie tylko przez ten pantofelek, który go tak skutecznie przycisnął; ale przez to, że lwia — w każdym sensie — część jego historii jest po trosze komedią w największym stylu. Sobieski to jest uroczy „bohater mimo wolia4; człowiek, który wciąż chce się spaskudzić i nie może lub nie potrafi; który raz po raz chce iść drogą najłatwiejszą, a idzie najbardziej
niebezpieczną i stromą; który chciałby być rentierem i żonkosiem i wciąż jest rycerzem, straceńcem, niestrudzonym strażnikiem granic, puklerzem ojczyzny. Bo zważmy, że od r. 1662 aż po r. 1673 bez przerwy toczą się najpierw prywatne konszachty, później, ze wzrostem jego znaczenia, pół-oficjalne rokowania, mające umożliwić Janowi Sobieskiemu całkowite wyniesienie się z Polski i naturalizaoję we Francji. I najczęściej nie jakieś wewnętrzne sprzeciwy moralne czy patriotyczne udaremniają mu ten zamiar, ale po prostu piętrzące się z komediową przekorą komplikacje i przeszkody. A podczas tego — Podhajce, Bracław, Kalnik, Chocim... Aż wreszcie po Chocimiu los przygwoździł naszego Celadona koroną do miejsca i położył koniec jego tęsknotom za palais enchante. Biedna Astrea też musiała pogodzić się z losem, choć nie ręczę, czyby i wówczas nie oddała tego polskiego tronu za „taburet" w Wersalu i tytuł diuka dla papy dArquien. Bo i na tronie Marysieńką pozostała miła... Ale czy powtarzając ten powszechny wyrok nie popełnijmy błędu optycznego? Wielkość kobiety inne ma kryteria. Przykuć do siebie wspaniałego człowieka, najlepszego w kraju; urzec go tak, że może go zostawiać samego na rok i dłużej bez obawy przelotnej nawet rywalki; igrać z nim bez miary, panować nad nim na wszelkie sposoby, zachować dlań przez lat trzydzieści urok fizyczny i duchowy, dzielić wszystkie jego myśli, plany i zamiary, podsadzić go na tron i usiąść mu tam na kolanach, i to wszystko będąc prawie bez ustanku w ciąży, rodząc kil-kanaścioro dzieci żywych i umarłych — czy to nie jest swego rodzaju wieflkość, niech odpowiedzą kobiety. I zawracać (obłudnie) hetmanowi głowę w czasie klęski pod Mątwami, że ją zdradza, a królowi w czasie odsieczy Wiednia, że rzadko pisze! Podczas gdy korpulentny zwycięzca, który już po krześle na koń wsiadał, pisał, nie otarłszy nawet potu z czoła, wprost z pola bitwy pod Wiedniem, na bębnie, sążniste epistoły, nigdy nie zapominając „ucałować milion razy wszystkich śliczności i wdzięczności najukochańszego ciałeczka". Tak więc mogłoby się okazać nawet i to, że wielkość M.v rysieńki nie lęka się na swój sposób rywalizacji z wielkością
jej małżonka i może mniej się obawia ofensywy nowoczesnych historyków... Bo feto wie, ile w najbliższym czasie Olgierd Górka, zbliżający się powoli, ale nieubłaganie do Sobieskiego, obetnie z potęgi tureckiej pod Wiedniem, którą sam Sobieski szacuje na 300 000 luda, a inni uczestnicy walki obliczają na 300 000 namiotów, licząc po trzy lub cztery twarze na namiot. I wszystko to w puch rozbiła w parę godzin jedna szarża kawalerii!
Ale nie obawiajmy się o wielkość Sobieskiego: dosyć jej zostanie. Ani ja nie gotuję na nią żadnego zamachu. Nigdy nie jest moją intencją pomniejszać prawdziwą wielkość; czasem tylko czuję potrzebę wskazać, że mechanizm jej i jej drogi są nieco inne, niż się zdawkowo przyjmuje. I że nic jej tak skutecznie nie unicestwia niż pietystyczny konwen-cjonalizm.
Tu sama obecność Marii Kazimiery wystarczy, aby uchronić od takiego niebezpieczeństwa! Bo przecież nie o Sobie-skim mam pisać, ale o niej; i nie rozdział historii polskiej mam tu kreślić, ale po prostu historię jej sa/mej. A jeżeli spełniając wedle możliwości swoich to zadanie, siłą rzeczy będę musiał potrącić o czyny Sobieskiego i przypomnieć kawał dziejów Polski, będzie to raczej podszewka tych czynów i dziejów, skrojona ze spódniczki owej kobiety, bardzo pospolitej i niepospolitej zarazem, zabłąkanej na naszą ziemię cudzoziemki, którą bohater nasz spolszczył na wieki, chrzcząc ją perwersyjnym imieniem Marysieńki.
Tak, nie obawiajmy się o Sobieskiego. Nie ma nic do stracenia. Bo mimo cennych publikacji w tym zakresie, gdyby się spytać, co przeciętny Polak wie o Sobieskim, okazałoby się może, iż wie tyle, że miał piękne wąsy i że bił Turków. Ale dziś wąsy golimy, do Turków nie mamy żadnej nienawiści — i oto kult Sobieskiego zawisł po trosze w powietrzu. To są niebezpieczeństwa wiązania czyjejś chwały z rzeczami przemijającymi.
Natomiast ten sam przeciętny Polak byłby może bardzo zdziwiony, gdybym mu się zwierzył, że Jan Sobieski, od czasu jak się z nim zapoznałem bliżej, jest dla mnie jednym z najciekawszych pisarzy XVII wieku, mimo że jego nazwiska nie znajdzie się w żadnym podręczniku literatury. Co pisał? Właśnie owe listy do ukochanej kobiety, do własnej żony. Dla naszej historii literatury widocznie to za mało; ale pani de Sevigne również pisała tylko listy do córki, a od dawna liczy się bezspornie do klasyków francuskich.
Nie ma nic ciekawszego dla badań stylistycznych niż porównanie listów, jakie Sobieski pisywał do innych, a listów do niej, do Marysieńki. Zazwyczaj w listach styl jego nosi znamiona epoki: ciężki, z łacińska zawijany, odświętny i ma-karoniczny. Do niej — jakby inny człowiek pisał: myśl wyraża się swobodnie, bezpośrednio, z wzruszającą szczerością, znajdując wyraz dla subtelności bardzo na tle ówczesnej sar-mackiej Polski egzotycznych.
Egzotyczną jest i cała ta przygoda. Sobieski i Marysieńka to z pewnością jedno z najosobliwszych w świecie zdarzeń miłosnych, ucieleśniona bajka. Jedna miłość wypełniająca całe życie człowieka, rzucająca to życie bez wahania pod nogi kobiety, prowadząca go poprzez małostki do wielkości, zwycięsko opierająca się przeszkodom, rozłące, znosząca grzech i naganę opinii, czasem kaprysy i niewdzięczność, wzbijająca bohatera wyżej niego samego i wiodąca tę niedobraną na pozór, a w istocie świetnie dobraną parę aż na tron — czyż to nie jest historia z bajki?
Niewątpliwie wdzięku i znaczenia dodaje tej przygodzie jej tło obyczajowoHpolityczne. Romans Sobieskiego z Marysieńka to szczytowy punkt owej pierwszej inwazji wpływów francuskich do Polski. We współżyciu tej pary oboje zachowali całkowicie swoje odrębności narodowe. Ta rasowa Francuzka miała cztery lata, kiedy przybyła do Polski, ale Francuzką została do końca; on, mimo iż dojrzewał w klimacie francuskiej lektury, francuskiej polityki i miłości, zostaje zawsze typem najczystszego polonusa, nawet zewnętrznie; nigdy nie zrzuci delii i kontusza ani nie zmieni szabli
aa szpadę. Odbija się to i w charakterze ich listów. Ona pisze po francusku, mieszając zabawnie polskie słowa, gdy chce być dosadniejsza; on pisze po polsku, z lekka barwiąc francuszczyzną, tak jak pisząc do innych robił to łaciną.
Cały długoletni romans utrwalony jest w tych listach. Najpierw flirt pana chorążego koronnego Sobieskiego z młodziutką wojewodziną Zamoyską; bo gdy on wojował, ją wydano tymczasem za tego magnata, jednego z najbogatszych ludzi w Polsce; potem zalotna ufność, z jaką młoda pani, zaniedbywana przez swego męża, opoja, garnie się do tego świetnego rycerza i kawalera, jeszcze wówczas trochę latawca i bałamuta. Potem mieszają się w to sprawy polityczne, dworskie, wprowadzające do ich „konfitur" — tak nazywali listy — specjalny klucz mający zapewnić dyskrecję, w razie gdyby list dostał się w niepowołane ręce. Potem młoda pani wyjeżdża do Paryża, dokąd chce ściągnąć swego „Celadona", jak znowuż Sobieski sam się nazywał zapożyczając imienia od bohatera sentymentalnej Astrei. Potem — dramatyczny epizod rokoszu Lubomirskiego, w którym królowa Maria Ludwika ręką owdowiałej w porę Marysieńki kupuje udział Sobieskiego, długo wzdragającego się przyjąć buławę hetmańską w przededniu wojny domowej.
I od chwili małżeństwa zaczyna się rozkwit Sobieskiego jako pisarza, skoro mówimy tu o nim zwłaszcza w tym charakterze. Przedtem jako czuły Celadon, skazany na monotonne zaklęcia i miłosne peryfrazy, czuł się niby w obcym, przyciasnym stroju; obecnie może pisać otwarcie i szczerze wszystko i o wszystkim; z cudowną prostotą miesza w swoich listach różne tony. Wspominki miodowych miesięcy przeplatają się gonitwą za rokoszanami; wzajemne sceny i wyrzuty kochanków znajdą się w tym samym liście co opis nieszczęsnej klęski pod Mątwami. I znów rozłąka; młoda pani jedzie do Paryża ku rozpaczy męża, który wyładuje swoją furię miłosną w czynach wojennych, tym razem przeciw prawdziwemu wrogowi. Poprzez te lamenty miłosne słane z obozu do Francji czujemy urastającego bohatera. I nienajmniej-szego smaku dodaje tym listom miłosnym to, że przeważnie
datowane są z miejsc jakże historycznych: Podhajce, Kamieniec, Lwów, Chocim... Jest jakiś uroczy kontrast między prostotą i zwięzłością, z jaką Sobieski donosi o swoich zwycięstwach, niebezpieczeństwach i trudach, a rozciągłością jego miłosnych roztrząsań i żalów...
Bo coś się zmieniło w romansie: o ile Sobieski długo nie chciał abdykować z roli kochanka i przejść do spokojniejszej miłości małżeńskiej, o tyle ona, Marysieńka, nie dotrzymuje mu kroku w tej egzaltacji miłosnej. I oto nieskończony temat wspominków i żalów, klóre nasuwają Sobieskiemu ileż wzruszających kart w jego listach. Przejeżdża przez1 miejsca, w których spływało ich pierwsze pożycie, dorywcze, chwytające dzień — albo lepiej jeszcze noc — między jakąś bitwą a marszem. Teraz nie ma przy nim ukochanej, wszystkie jej czułe „Jasieńku kochany" i „serca mego panie" tylko żal w nim budzą i tęskność. „Jaka tu różność od onych czasów — pisze — i jaka odmiana! Pierwsza owa szczęśliwa pod Czerskiem stodoła, gdzie ledwie nie konano, na dni tylko kiika rozjeżdżając się z swoim Sylwandrem. Nuż żółkiewska stodoła, nuż owa w Chmielu, w której jakie protestacje i jakie lamenty, że i dnia wytrwać nie możono, gdzie momenty zdały się wiekami, gdzie się napatrzeć, gdzie się nagadać nie możono, gdzie w drzewie jednym daleko od wszystkich ludzi zamknąć się życzono i tysiąc tysięcy takich rzeczy, które teraz podobno i na myśl już nie przychodzą. Wspomnij tylko na ostatek — przypomina Marysieńce — że i śpiącego nie możono się napatrzyć Sylwandra i kiedy on spał, a Bukiet („Bukiet" to jeden z jej tkliwych pseudonimów) rozbierał się, to albo na takim siadł miejscu, z którego nań patrzyć mógł, albo sobie zasłonę odsłonić rozkazał..."
Ale mimo iiż tęsknota serca i zmysłów jest natchnieniem tych listów i daje skrzydła ich językowi, nie sądźmy, aby to były monotonne litanie miłosne. Sobieski pisze w nich żonie o wszystkim: o polityce, której oglądamy tu najsekretniejsze kulisy, często jaskrawy tworzące kontrast z bohaterską fasadą; o życiu obozowym, w którym tak oto na przykład odbijają się kłopoty hetmana w wojsku polskim:
Zajechawszy tu do obozu — pisze hetman polny — siedzę jak na szynku i najmniej przez pól roku, jeśli tak długo żyć przyjdzie, siedzieć będę. Podzieć się gdzie nie masz. Wszyscy kupami ustawicznie chodzą, że jeść nie masz co, że lenungów trzeba, że armata wyniść nie może bez pieniędzy, na którą już z własnych moich 5000 wyliczyłem. Te 1000 czerwonych złotych dziś zastawić posłałem na lenungi, a to dlatego że co godzina nieprzyjaciela wyglądać potrzeba. A szlachta tego ani w myśli mieć nie chcą; owszem, mówią: że my się Tatarów nie boimy, tylko Kondeusza; a w ostatku niech tu nas i popalą, a my wolim tu odstradać wszystkiego, a iść przeciw tamtemu...
Tak oto w tych listach odbija się najautentyczniejsze ówczesne życie polskie, widziane oczami człowieka, który z racji swoich wysokich szarż wszystko znał, we wszystko by! wmieszany, na dworze i w obozie, w wojnę i politykę, i o wszystkim inówił swojej Marysieńce tak szczerze jak księdzu na spowiedzi. Tylko czasem, kiedy zapuścił się w doniosłe sprawy państwowe i ich rozważania, naraz żałość ścisnęła mu serce i urywał pisząc: Mais assez de ces bagatelles, i znowuż wracał do swoich serdecznych tęsknot i bólów. Są tam subtelności miłosne, które na tle tej siedemnastowiecznej Polski wydają się zadziwiająco egzotyczne...
Biedny Sobieski! Za bogato był obdarzony, za wysoko postawiony. Gdyby był zwykłym sobie szlachcicem i gdyby po nim zostały te listy, uznano by go niewątpliwie fenomenem, odnaleziono by i odkryto te listy, obnoszono by się z nimi, a ich autora uznano by za unikat sprawności, subtelności i prostoty języka, za jednego z naszych najtęższych prozato-rów owej epoki. Ale Sobieski-pisarz miał to nieszczęście, że był rycerzem, hetmanem, królem; czyn jego przesłonił jego uczucia; błysk szabli, blaski korony zaćmiły poufniejszy blask jego słowa. Obecnie czas byłby może przywrócić równowagę; nie ujmując ceny bohaterowi, oddać pisarzowi to, czego jest godzien. I życzyłbym, aby x okazji najbliższego obchodu odsieczy Wiednia zrobiono pośmiertnie Jana Sobieskiego — honorowym członkiem Pen Clubu.





PRZYPISY DO DRUGIEGO WYDANIA

w licznych omówieniach, jakich przedmiotem stała się Ma-rysieńka Sobieska po pierwszym wydaniu, ściągało moją uwagę wszystko to, co się tyczyło szczegółów faktycznych wymagających ewentualnego skorygowania. Materiał taki znalazłem w obszernych recenzjach z mojej książki pióra prof. Forst-Battaglii, zamieszczonych w tygodnikach i miesięcznikach w języku polskim, francuskim i niemieckim. Korzystając z tego, że drugie wydanie Marysieńki daje mi sposobność po temu, pospieszam tu sprostować niedopatrzenia i uzupełnić pewne momenty.
Kolebką rodu Sobieskich była oczywiście nie Ruś Czerwona, ale Sandomierskie. Na Rusi (w Olesku) urodził się sam Sobieski.
Wywody geneaSogistów wiodących ród d5Arquien od św. Ludwika, Hugona Capeta etc. byłyby, zdaniem prof. Forst-Battaglii, uzasadnione. (Prof. Battaglia powołuje się na swoją pracę w „Miesięczniku Heraldycznym", 1933, 134.)
Data urodzenia Marii Kazimiery przyjęta na zasadzie Diariusza syna jej królewicza Jakuba (rok 1641) jest zdaniem prof. Battaglii ścisła, inne zaś, dawniej przyjmowane daty trzeba uznać za błędne. Ścisłość daty 1641 r. można stwierdzić na zasadzie kronik domu rodu La Grange. Sprzeczność między relacjami tyczącymi wieku Marii Kazimiery w chwili przybycia do Polski a zapiskiem nadwornego lekarza 0'Con-nora określającym jej ówczesny wiek na lat 12, tłumaczy prof. Battaglia tym, że po pierwszym przybyciu do Polski Maria Kazimiera wróciła do Francji do rodziny, spędziła
dzieciństwo w zamku Prie de Nivernais, po czym w r. 1652 przybyła ponownie do Polski. O tym drugim przybyciu mówi CConnor, podczas gdy inni kronikarze o pierwszym (zdaniem prof. Battaglii niezupełnie pewnym).
Potwierdzając chłodne stosunki, jakie panowały między Janem Sobieskim a jego matką, prof. Battaglia upomina się
0 zanotowanie pierwszej miłości Sobieskiego do jakiejś szlachcianki, którą młody Jan koniecznie chciał zaślubić. Matka sprzeciwiła się stanowczo i postarała się, aby ukochaną syna wydano czym prędzej za mąż za kogo innego; stąd żale.
Do rokoszu Lubomirskiego przydaje prof. Battaglia ten komentarz, że Lubomiirski układał z dworem wiedeńskim
1 berlińskim własną kandydaturę do tronu polskiego na zasadzie swego pochodzenia od Pias.tów mazowieckich przez Ostrogskich, Kostków i Odrowążów.
W sprawie małżeństwa króla Michała Wiśniowieckiego oficjalna historia poprzestaje, zdaniem prof. Battaglii, na komentarzu czysto konwencjonalnym, prawda zaś — przeważnie skandaliczna — znajduje się w archiwach wiedeńskich, w tajnych aktach, które prof. Battaglia miał sposobność studiować. Zagadkowe wyjaśnienie prymasa tyczące pani Ko-narzewskiej (str. 175 i n.) tłumaczyłoby się tym, że w istocie chodziło o pana Konarzewskiego.
Tajemniczy Brisacier był — zdaniem prof. Battaglii — niewątpliwie naturalnym synem Sobieskiego z jego młodzieńczej paryskiej miłostki z r. 1647, kiedy Sobieski mieszkał w Paryżu w Hotel de Brisach (stąd nazwisko).
Szczegóły bitwy pod Wiedniem uważa prof. Battaglia za dokładnie przez historyków ustalone. Cyfrowo przedstawiałaby się tak: muzułmanie mieli około 115 000 wojska, z którego 20 000 pozostało pod samym Wiedniem jako korpus obserwacyjny; wojska chrześcijańskie liczyły 76 000 ludzi, z tych 25 000 Polaków Sobieskiego i 3000 w korpusie pomocniczym Lubomirskiego.
Wreszcie na str. 215 wkradła się omyłka: nie do Tarnowa oczywiście odprowadziła Maria Kazimiera Sobieskiego, ale do Tarnowskich Gór.





BIBLIOGRAFIA MATERIAŁÓW I PRAC SPOŻYTKOWANYCH PRZEZ AUTORA:

Listy Marii Kazimiery Zamojskiej do Jana Sobieskiego (rękopis w Bibliotece Ks. Ks. Czartoryskich w Krakowie).
Listy królowej Marii Kazimiery do księżnej Radziwiłłowej (rękopis w Bibliotece Krasińskich w Warszawie).
Listy królowej Marii Kazimiery wdowy do wojewodziny Sie-niawskiej (rękopis w Bibliotece Ks. Ks. Czartoryskich w Krakowie).
Listy Jana Sobieskiego do Marii Kazimiery (odpisy Bandt-kiego i Helcla w Akademii Umiejętności w Krakowie).
Listy Jana III z wyprawy wiedeńskiej, Warszawa 1823, oraz tychże listów edycja druga, Warszawa 1824.
Listy Jana Sobieskiego do Marii Kazimiery oraz inne łisty współczesne, wyd. Ordynacji Myszkowskiej, 1360.
Ziembicki, Nieznane listy Marii Kazimiery.
Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, wyd. Kluczycki (Acta historica, tomów 2, Kraków 1880).
Archiwum spraw zagranicznych francuskie do dziejów Jana III, wyd. K. Waliszewski (Acta hist., tomów 3, Kraków 1879).
Portofoglio Marii Ludwiki, Poznań 1844.
Lettres de Pierre dc Noyers, Berlin 1859.
Pamiętniki Łosia, towarzysza chorągwi pancernej, Kraków 1858.
Daleyrac, Anecdotes de Pologne, tomów 2, Amsterdam 1699.
Latopisiec Joachima Jerlicza, Warszawa 1853.
Le Grand Conde et le duc d!Enghien, lettres inedites, Paris 1920.
Pasek, Pamiętniki.
Hauteville, Relation historiąue de la Pologne, Paris 1697.
Memoires du Comte de Chavagnac.
Jakub Sobieski, Diariusz.
Jakub Sobieski (ojciec), Peregrinatia.
Historia Jana Kazimierza — przez nieznanego autora, Poznań 1840.
Memoires de Philippe Dupont, Varsovie 1885.
Tallemant des Reaux, Historiettes, Paris 1840.
Le Laboureur, Voyage de la reine de Pologne, Paris 1647.
Niemcewicz, Zbiór pamiętników.
Coyer, Histoire de Jean Sobieski, Varsovie 1761.
Salvandy, Histoire du roi Jean Sobieski, Paris 1844.
Zawadzki, Jakub i Konstanty Sobiescy.
Helcel, O dwukrotnym zamęściu księżniczki Radziwiłlóionej, Kraków 1857.
Rogalski, Dzieje Jana III Sobieskiego, Warszawa 1847.
Plebański, Jan Kazimierz Waza—Maria Ludwika Gonzaga, Warszawa 1862.
Dobiecki, Maria Kazimiera.
Przeździecki, Diplomatie et protocole a la cour de Pologne, Paris 1934.
Korzon, Dola i niedola Jana Sobieskiego, tomów 3, Warszawa 1898.
Waliszewski, Maria Mantuańska, króloiva polska. —- Marysieńka, reine de Pologne, Paris 1898.
Rubinstein, Les relations entre la France et la Pologne de 1680 a 1683, Paris 1913.
Szujski, Historia Polski, t. IV, Lwów 1866.
Bobrzyński, Dzieje Polski w zarysie, t. II.
Jarochowski, Z dziejów przedkrólewskich Jana Sobieskiego — Pierwotna polityka króla Jana III (Rozprawy Hist. Kryt., Poznań 1889).
— Wyprawa i odsiecz wiedeńska (opowiadania i studia hist., Poznań 1884).
— Dzieje Augusta Mocnego.
Szajnocha, Szkice historyczne, t. III, Warszawa 1876. Kubala, Szkice historyczne, Warszawa 1923. Czermak, Z czasów Jana Kazimierza, Lwów 1893.
— Maria Kazimiera Sobieska, „Przegląd Polski", 1899—1900.
— Na dworze Władysława IV.
Przeździecki, Zdobycie Warszawy w listach Marii Ludwiki. Loret, Życie polskie w Rzymie w XVIII wieku, Rzym. Lubomirski, Katalog biblioteki w Żółkwi, Warszawa 1879. Windakiewiez, Teatr polski przed powstaniem sceny narodowej,
Kraków 1921.
Mycielski, Cztery portrety królowej Marysieńki. Konopczyński, Od Sobieskiego do Kościuszki, Warszawa 1921.
— Historia polityczna Polski (Encykl. Akad. Umiej.). Śliwiński, Jan Sobieski, Warszawa 1924.
Laskowski, Jan Sobieski, Lwów 1933.
Górka, Dziejowa rzeczywistość a racja stanu Polski, Warszawa 1934.
Górka, Ogniem i mieczem a rzeczywistość historyczna, Warszawa 1934.
— Liczebność Talarów krymskich i ich wojsk, Warszawa 1936.
— Optymizm i pesymizm iv historiografii polskiej.
— Dziejowa rzeczywistość a racja stanu Polski na południowym Wschodzie, Warszawa 1934.
Deiches, Koniec Morstina, Kraków 1894. Łuniński, Na stos, Petersburg 1901.
— Ostatnie chwile Jana III.
Piwarski, Polska a Francja po roku 1683.
— Dyplomacja polska w czasach Jana Sobieskiego. Konarski, Polska przed odsieczą wiedeńską, Warszawa 1914. W^alewski, Dzieje bezkrólewia po śmierci Jana III.
Ziembicki, Zdrowie i niezdrowie Jana Sobieskiego, Poznań 1931. Brahmer, Toskańskie echa zwycięstwa pod Wiedniem Prze"l Współczesny", 1933. " "
Chowaniec, Wyprawa Sobieskiego do Mołdaivii, Warszawa 1932 Łoziński, Życie polskie w dawnych wiekach.
— Prawem i lewem.
BrUckner, Dzieje kultury polskiej, Kraków 1931.
— Trembeckiego wirydarz poetycki, Lwów 1910. Gubrynowicz, Malarze na dworze Jana Sobieskiego Woliński, Jan III Sobieski.
Skwarozyńska, Listy Sobieskiego i Marysieńki jako zjawisko kulturalne i literackie.





SPIS TREŚCI

I. Zamiast przedmowy......... 5
II. Młodość Celadona......... 17
III. Szkoła królowych......... 30
IV. Potop i arka.......... 43
V. Konfitury........... 55
VI. Vivente rege.......... 67
VII. Nowe konfitury......... 80
VIII. A Paris!... a Paris!........... 89
IX. Rokosze i rozkosze......... 98
X. Miodowa żałoba......... 112
XI. Nareszcie On!.......... 124
XII. Sercem i buławą......... 136
XIII. Carte blanche.......... 149
XIV. Dekonfitury.......... 161
XV. Czy wreszcie kontenta?........ 174
XVI. Pan teść........... 189
XVII. Krucjata Marysieńki........ 203
XVIII. Poczta wiedeńska......... 215
XIX. Etykieta........... 230
XX. Wilanowski renesans........ 243
XXI. Koniec romansu......... 253
XXII. Pauvre nieboszontko........ 263
XXIII. Ostatnia kampania Marysieńki...... 274
Przypisy do drugiego wydania...... 286
Bibliografia........... 288




Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.


ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT


NIE ODWOŁUJĘ OFERT, PROSZĘ POWAŻNIE PODCHODZIĆ DO LICYTACJI