Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

! Makowiecki - JA, URBANATOR. (Urbaniak) nowość!

19-01-2012, 13:10
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Najwyzsza cena licytacji: 29.50 zł      Aktualna cena: 29.50 zł     
Użytkownik PHUCezar
numer aukcji: 1997744210
Miejscowość Katowice
Kupiono sztuk: 4    Licytowało: 3    Wyświetleń: 69   
Koniec: 13-01-2012 13:51:47

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: twarda
Rok wydania (xxxx): 2011
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha


Andrzej Makowiecki

Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego.


Sylwetka jednego z najlepszych polskich jazzmanów - Michała Urbaniaka.
Wychowali go szwaczka z tkaczem w Łodzi. Co sobotę na huczne przyjęcia zapraszali badylarzy, partyjniaków i artystów, którzy lubili otrzeć się o bogactwo. Kiedy matka wybudowała w ogrodzie basen, sąsiedzi z wściekłości rzucali w dom kamieniami i butelkami z benzyną.

Jako sześciolatek rozpieszczany był bardziej niż dzieci królewskie. Służąca miała rozkaz odwieźć go codziennie do szkoły taksówką. Nic nie liczyło się poza skrzypcami.

Jazzowego potwora obudził w nim Louis Armstrong, śpiewając i grając na trąbce „Mack The Knife”, którego usłyszał w radiu na falach krótkich w Głosie Ameryki. Zaciągnął matkę do komisu po – drogi jak samochód - saksofon. I odtąd chodził z nim ciągle na próby zespołów, które tworzyły się i rozpadały z dnia na dzień. Grywał na jamach, podłapywał chałtury. Zanim skończył czternaście lat, pił i palił jak stary.

Latem 1962 roku Michał Urbaniak wylądował w Nowym Jorku: „Zbyszek Namysłowski wyglądał wtedy jak dzieciak, a ja byłem jeszcze młodszy. Zagraliśmy na festiwalach jazzowych w Waszyngtonie i w Newport, a potem puścili nas w trasę po Stanach. To było najpiękniejsze lato świata. W Nowym Orleanie słuchałem Louisa Armstronga. Usiadłem u jego stóp pod estradą i patrzyłem mu w oczy. W ten sam sposób wysłuchałem koncertu mojej ukochanej śpiewaczki jazzowej Dinah Washington, z którą w przedsennych marzeniach zawsze chciałem się ożenić. Też patrzyłem spod estrady, od dołu, utkwiły mi w pamięci jej krótkie, beczkowate nogi i biały trójkąt majtek. Ale największy szok przeżyłem w San Francisco, gdy po raz pierwszy ujrzałem na żywo Milesa Davisa. O tym, że zagram kiedyś na skrzypcach z Davisem, nawet mi się nie śniło. Prawdę mówiąc, w tym czasie nie przyznawałem się w ogóle, że gram na skrzypcach; wstydziłem się tego jak cholera. Byłem saksofonistą i koniec!”

To dopiero początek fascynującego życia polskiego jazzmana i kompozytora, które w całości odsłonił w książce Andrzeja Makowieckiego.