Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

LIRYKA ANGIELSKA XX WIEKU HOESICK HELSZTYŃSKI 1929

16-01-2012, 18:15
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 50 zł     
Użytkownik serdecznie
numer aukcji: 2039709397
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 19   
Koniec: 15-01-2012 20:01:14

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W DOLNEJ CZĘŚCI AUKCJI (CZASAMI TRZEBA WYKAZAĆ SIĘ CIERPLIWOŚCIĄ W OCZEKIWANIU NA ICH DOGRANIE)



PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI -
AUTOR -
WYDAWNICTWO - , WYDANIE - , NAKŁAD - EGZ.
STAN KSIĄŻKI - JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM)
RODZAJ OPRAWY -
ILOŚĆ STRON -
WYMIARY - x x CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE -
KOSZT WYSYŁKI - 8 ZŁ - KOSZT UNIWERSALNY, NIEZALEŻNY OD ILOŚCI I WAGI (NP. JEŚLI KUPISZ 7 KSIĄŻEK ŁĄCZNY KOSZT ICH WYSYŁKI WCIĄŻ BĘDZIE WYNOSIŁ 8 ZŁ), DOTYCZY PRZESYŁKI PRIORYTETOWEJ NA TERENIE POLSKI. ZGADZAM SIĘ WYSŁAĆ PRZEDMIOT ZA GRANICĘ. KOSZT WYSYŁKI W TAKIM PRZYPADKU, USTALA SIĘ INDYWIDUALNIE WEDŁUG CENNIKA POCZTY POLSKIEJ I JEST ZALEŻNY OD WAGI PRZEDMIOTU.




SPIS TREŚCI LUB/I OPIS - PRZYPOMINAM O KOMBINACJI KLAWISZY CTRL+F (PRZYTRZYMAJ CTRL I JEDNOCZEŚNIE NACIŚNIJ F), PO NACIŚNIĘCIU KTÓREJ Z ŁATWOŚCIĄ ZNAJDZIESZ INTERESUJĄCE CIĘ SŁOWO O ILE TAKOWE WYSTĘPUJE W TEKŚCIE WYŚWIETLANEJ WŁAŚNIE STRONY.


KLIKAJĄC TUTAJ MOŻESZ ŚCIĄGNĄĆ LUB OTWORZYĆ PLIK ZE SPISEM KOMPLETNYM


STANISŁAW HELSZTYŃSKJ
LIRYKA ANGIELSKA
XX WIEKU
WARSZAWA-1929 NAKŁADEM KSIĘGARNI F. HOESICKA





OD TŁUMACZA

Dziś, jak zawsze, sprawdza się powiedzenie Matthew Arnolda: sNic tak nie czyni Anglji sławną jak jej poezja)) - dziś, jak zawsze, poezja angielska żyje, krzewi się i opasuje świat. Zbiór niniejszy świadomie ogranicza się do obszaru Anglji - Stany Zjednoczone, Australja, Kanada, Afryka Południowa wydają własne bogate sprzęty, - umyślnie odsuwa plejadę twórców irlandzkich, którym osobne należy się miejsce: z pośród poetów Anglji XX wieku wydobywa tylko pewne postaci, nie wyczerpuje legjonu tworzących. Z monotonnych równin doby wiktorjańskiej, z bluszczu i winogradów, gdzie rozhasała się muza Wilde a, grafika Beardsleya i hasła 1'art pourTart, gdzie centrum stanowiły cc The Yellow Booka i ((The Savoy)),i ((The Domo), i ((The Pa-geants, wychylają się u progu stulecia charakterystyczne, często tragiczne, głowy Dowsona, Da-vidsona, Henleya, Symonsa, Francisa Thomp-sona, Mereditha, Kiplinga, każda ładowna energją
burzy i naporu, drgająca walką i atakiem: rzucono rękawicę światu. Rzucił ją niedbale przegięty, zawsze przewrotny, spokoju mnichom w klasztorze zazdroszczący, dekadent Ernest Dowson; wymownie głosił ją zwolennik Baude-lairea i Verlainea, teoretyk symbolistów angielskich, wielbiciel dreszczów erotycznych, melancholijny autor a Zawiedzionej schadzki^, Artur Symons; grzmiał nią rozgłośnie tytan o zra-nionem sercu, szkot w stylu Carlylea, apostoł determinizmu w życiu i poezji, Rodin brutalnej, szorstkiej, lecz przepotężnej formy, dziś z dnia na dzień ceniony coraz wyżej John Davidson, który zginął rozpaczliwie i gwałtownie jak żył: ciało samobójcy wyrzuciło morze na wybrzeża, które tak często opiewał ze zgrozą w ponurych utworach, duch został w zawiłych, dotąd częściowo w manuskryptach spoczywających Testamentach, z beznadziejną k Ostatnią podróżą ł w epilogu.
Tytanizm Kiplinga, Newbolta, Henleya znalazł ujście w imperjalizmie, który pod koniec stulecia, kierowanego zaborczą dłonią polityków, wezbrał wysoko także w poezji i wydał szereg gromko grzmiących ^manifestów. Nie ostatnie miejsce śród s Hymnów skruchy s i ballad o Dra-keu zajmują rytmy naprawdę tyrteuszowskie Williama Ernesta Henleya. |Dla tego człowie-
ka, skierowanego od początku do czynu, kaleki o drewnianej nodze, jedno jest tylko źródło natchnienia: Anglja i walka o jej ideały. Wojna jest dlań wyrazem wszystkiego dobrego, jest instytucją natchnioną przez Boga, jest pięknem, cnotą, źródłem postępu, odrodzenia, wielkości, jest wolą Boga; wolą Boga jest jej symbol-miecz. Nigdzie może nie posunęła się gloryfikacja wojny tak daleko, jak w tej pieśni Henleya, będącej szczytem jego liryki, utworem, który z dzieł jego pozostanie na zawsze.
Największy obok Msredtiha, borykającego się z problemami metafizycznemu w głębokich swych utworach poetyckich, epigon wieku XIX, poe-ta-mistyk wyznania rzymsko-katolickiego, poe-ta-żebrak, rozbitek życiowy, przypominający, gdy się czyta jego dzieje, żywot średniowiecznego św. Aleksego, Francis Thompson, roztacza niezwykłą szerokość horyzontów, oglądanych w świetle nauki o -stworzeniu i odkupieniu. Przeżywając jego poezje, możnaby rzec, że jakiś natchniony Mojżesz pisze swój siedmiodzień, potężną wizję, genezis świata. Jest niewstrzy-many rozpęd w tych obrazach, rozpiętość w nich kosmiczna, teo-i kosmogenja, której nie powstydziliby się Izajasz czy Ozeasz; aż dziw, że ten pokorny, słaby Thompson, ten lichy pożeracz opjunu ma takie jowiszowe tętna, takie fidjaszo-
we miary, ś wiato twórczy, jahwiczny oddech, -bo tak widzieć i tak kreślić powstawanie światów, powstawanie ich u Boga, to było mistyczne urabianie ich drżącemi z ekstazy, w Bogu zatopionemi, dłońmi. Te momenty kosmiczne, biblijnie widziane wizje heksaemeronu - to chyba była najwyższa zapłata dla nierealnem życiem żyjącego poety-mistyka, włóczęgi wielkiej metropolji świata. Jednym z najpotężniejszych utworów jego o zakroju wybitnie kosmologicznym - to ^Antyfona ziemis (tAn Anthem of the Earthx): ujawnił się w nim poeta-wizjo-ner o nadludzkiej sile. A przecie wobec potomności i wobec Jnieba żyć będzie nie jako autor aAntyfonys, lecz jako człowiek, który wyjąkał pieśń o ^Gończym niebiosa (xThe Hound of Heavens), o Bogu, [który prześladuje duszę ludzką swoją miłością i chce jej zbawienia, choć ona, bojąc się cierpień, ucieka od niego. Tylko w Anglji, z ust religijnego Anglika, popłynąć mogły te słowa pokory, skargi, żalu, te dzieje nawrócenia się duszy ludzkiej, ta opowieść o niebieskim kochanku, Stwórcy, opowieść, która rozrósłszy się do kosmicznych, wszechświat wypełniających rozmiarów, kreśli nędzę ducha ludzkiego i dobroć, potęgę, wszechobecną łaskę Boga, zbawiającego człowieka z więzów doczesności i z pozornych jej ponęt
Po dekadzie panowania Edwarda VII, będącej okresem dojrzewania szeregu wybitnych talentów, wystąpiło siedemnastu z nich w r. 1912 w antologji nazwanej od nowego monarchy, Jerzego V, sGeorgian Poetrys. Lascelles Aber-crombie, Gordon Bottomley, Gilbert Keith Ches-terton, Walter de La Marę, James Elroy Flecker, Wilfrid Wilson Gibson, David Herbert Lawrence, Harold Monro, Thomas Sturge Moore - oto nazwiska kilku z nich, nazwiska, które wybiły się nad inne.
Abercrombie, profesor uniwersytetu w Leeds, pogrążony w Homerze i Biblji, tworzy swą mozolną, lecz oślepiającą blaskiem tworzy z wątków tara zaczerpniętych: Logos, Słowo Jana Ewangelisty, natchnęło jego tHymn Miłości k Zasiedziały nad brzegiem jezior Westmorelandu brodacz Bottomley, mistrz wiersza białego, podpatrywanego u Szekspira, upodobaniami tkwiący w zamierzchłych czasach, w wizjach Atlantydy, pradziejach Brytanji. w dramatach rozsadzanych potężną liryką opiewający dzieje żony króla Lira i miłość Makbeta do żony, wówczas jeszcze lady Gruach, marszczy się w s Hutnikach a na odgłos stalowych maszyn nowoczesnych.
W tOsiołkua, drobnym,lecz całość ducha franciszkańskiego, serafickiego zamykającym wierszy-
ku, w a Grobach angielskich -d, wyrażających przedziwnym paradoksem myśl, że polegli żołnierze pragnęli zbawić ojczyznę własną, a zbawili jedynie świat cały, w balladzie o bitwie pod Lepanto zamknął Chesterton kilka z swych wysokich wzlotów. Wszystko co szorstkie, pierwotne, brutalne, związane z ziemią i ciężkim bytem na niej, stało się udziałem posępnego northumbryjczyka Gibsona, piewcy chłopów, kamieniarzy, przewoźników, chałupników i bezrobotnych Anglji, pamiętającego i o jej poległych.
Znany dziś z wybitnie erotycznych powieści Lawrence złożył pierwsze dowody zdolności w kierunku odtwarzania scen gorących w zbiorach erotyków: tem jaskrawiej odbija od bak-chanalij jego xDzień zaduszny^. W krainie wyobraźni, pośród której lubi błądzić, spotyka Monro Kupida i dziecię Jezus, igrających społem. Z potrzasku mitologji antycznej nie może czy nie chce wywikłać się Sturge Moore, poświęcający nieraz myśl tdla bogatwa formy, w Grecji, Babilonie, Htszpanji szukający tematu do barwnych malowideł, ^talent tworzący sztukę dla sztuki.
W kierunku parnasizmu posunął się jeszcze dalej georgjanin James Elroy Flecker, zmarły w r. 1915 w Davos na suchoty. Poza drama-
tami sDon Juans i sHassana szczytem jego twórczości jest jego niezwykła liryka, pławiąca się w cudach Wschodu. Rozkwitają w niej wizje antycznych czarów: z Tym, spoglądając na morze, okręty widzi Fenicjan, Syrjan i piratów genueńskich; wzrok wytęża, i oto z sinej dali jawi mu się kształ statku, na którym gadatliwy, łysy Odys opowiada dwunastu towarzyszom dzieje konia trojańskiego (?The Old Ships^). Z toni wynurza się nieznana wyspa Sporad, skały jej głoszą dzieje wieków (sHyalb). Z piasku pustyni wstają cztery bramy Damaszku: wschodnia wiedzie w głód i zarazę, zachodnia na wysoki Liban, północna do bogatego Alep-po, południowa zaś, najszczęśliwsza, do Mekki: stróżowie opiewają ich chwałą (sGates of Da-mascuss). A nad głos ich donośniej rozlega się śpiew pielgrzymów, co z miasta Bagdadu, ze stolicy kalifa Haruna-al-Raszyda, sprzykrzywszy sobie życie w przepychu, wybierają się do centrum wiedzy tajemnej, do świątyń i grobowców przesławnych w Samarkandzie: starzy i młodzi, pątnicy i kupcy, Arabowie i Żydzi, tłoczą się karawaną ku bramie, by czem prędzej znaleźć się na świętym szlaku (tThe Golden Journey to Samarkand))). Głosy magów, zdążających do Betlejem i wieszczących światu pokój, zagłusza wnet dziki śpiew Saracenów.
Rasą - Flecker był semitą, - językiem, studjami, autopsją głęboko tkwiący w urokach Lewantu młody dyplomatu, odbywający podróże po Turcji, Syrji - szczególnie ukochał Liban - nie zapomina angielskiej ojczyzny. Gdy stoi w Londynie na Charing Cross, nie słyszy zgiełku ulicznego, myśl ulata do Grecji; w Atenach znikają mu z oczu Ateny, pojawia się Londyn i West-minster i Tamiza i angielscy twórcy. Poeta wyrzeka się nieba samego i raju, jeżeli niema w nich krajobrazu, takiego jak w Anglji: milej rozpłynąć mu się jak mgła w miesiącu marcu, niz przebywać na nieznanej gwieździe (^The True Paradise))), W gromkim hymnie xBoże zbaw króla s i namiętnej tyradzie po wybuchu wojny światowej t Pogrzeb Anglji a przyłączył się Fłecker do szeregu patrjotyczno-wojennych piewców wielkobrytyjskich, zajmując śród nich miejsce niepoślednie. Najpiękniejszą krystalizacją tych jego uczuć zostanie na zawsze wiersz ((Umierający patrjotax. W przedziwny sposób streszcza w nsro poeta tysiąclecie historji swego kraju, aby w strofie ostatniej uderzyć już nie na alarm, lecz w ton bojowy, otwierający niezmierzone, kosmiczne wizje przyszłości żeglarskiego ludu. W technice podnosi Flecker do zasady naczelnej kult słowa, wytworność wyrazu, rzemiosło pisarskie. Niema u niego mo-
dlitwy o słowo, jest jego uporczywe, trzeźwe, nigdy nie ustające szukanie, przebieranie go, dostosowywanie, kamyk po kamyku, do swej olśniewającej, bizantyńskiej ikony. Poeta gardzi drogą małego oporu, odrzuca zużyte środki ekspresji, wiersz za wierszem wykuwa jakby w spiżu.
Walter de la Marę, autor trzech tomów beztroskich, błękitnych poezyj, przeznaczonych dla dzieci, a zawierających cuda zaklętych króle-wien, groźnych kapitanów i wojowników, tysiąc objawów dziecięcej myśli i wyobraźni, nie jest pozbawiony i głębszych tendencyj. Dotyka problematów, stara się o rozwiązanie zagadek bytu, poprzez dziwną, nowoczesną, dostosowaną do swej epoki romantykę wypowiada myśli o duszy, świecie, rzeczywistości. Refren o znikomości świata, melancholijne, kohelethowskie syanitas vanitatums, z manjackim uporem dźwięczy w szeregu strof. Nie samą fantastyką, gnomami, bezmyślną grą cudaczności bawi nas ten pan baśniowych włości: w tej jego manjerze, postawie duchowej, żywiole, który wciąż z świeżym zapałem i nie wyczerpującą się doskonałością przed oczy nam stawia, rządzą głębsze prawa, odzwierciedla się rzeczywistość, kryje się bogactwo obserwacyj i niespodzianie duża doza prawdy. Niezwykle trafnie i dobrze ujmuje
rozmarzony, w kolorowych pryzmatach patrzący na świat poeta np. zjawisko snu. Sen, zwykły sen, zasypianie o zmroku wczesnym, utrata świadomości i poczucia wewnętrznego świata; sen - brodzenie po krainie marzeń, królestwie elfów, tajemniczej sferze mikrokosmu; sen -przerażenie, pozory śmierci, upodobnienie do stanu martwoty tak uderzające, że własna córka cofa się na widok śpiącej w krześle matki - sto różnych odcieni, opisów, obrazów snu. Rozbłę-kitniona, marząca natura pięty znalazła odbicie nawet w jego stosunku do ojczystego kraju pełnym pietyzmu i minorowych, melancholijnych tonów (sAngljas). Z pośród krótkich utworów wysuwają się jako najbardziej charakterystyczne: tSrebrom (sSihrera), istne królestwo sinej Selene; sRzeczy przeszło), o ułudzie wszystkiego co jest pod słońcem (^All Things Passeda) i arcydzieło sPodsłuchiwaczo (sThe Listenersa), które w r. 1912 zwróciło na poetę ogólną uwagę. Między starszymi georgjanami, których w roku 1912 przypadkowo wybrał do swej antologji, Edward Marsh, powodując się talentem autorów, a młodszymi poetami z pod tego znaku, którzy już i ideowo tworzą zwartą grupę, skupiając się nadal w sGeorgian Poetrya i w sThe London Mercury)), czasopiśmie, redagowanym przez J. C. Squire?a, teoretyka tej prawicy poe-
tyckiej, tkwiącej głęboko w tradycjonalizmie kulcie dla stałych pierwiastków cywilizacji ludzkiej, istnieje znaczna różnica, Mając u boku, za współpracowników, wyznawców jego zasad Edwarda Shanks"a i W. J. Turnera, zdolnych redaktorów, lecz drugorzędnych poetów, stara się Sguire odegrać ze średniem powodzeniem rolę dyktatora literackiego, i - mistrz niezrównany persyflażu, naśladowca braci po piórze, odtwórca - wersyfikator, - trafia do gustu przeciętnej publiczności szeregiem świetnych parodyj. Horyzontów intelektualnych nie brak i jego oryginalnym utworom. Myślenie kategorjami rozwojowemi, darwinowskiemi, stosowanie ich wstecz do zarania życia ludzkiego lub wogóle bytu, to znowu wylatywanie na ich śmigłach w bezkres dalszych etapów życia na nowym globie, to jego zasadnicze rysy. Na księżyc podniósł poeta wzrok, a już jak urzeczony, widzi cały kraj, całą Anglje, siebie, całą swoją przeszłość, potem glob cały, wszystkie kultury i cywilizacje, dawne i obecne, zapada myślami w okres, nim życie błysnęło na ziemi, przerzuca się w czasy, gdy życia tego znów na bryle ziemskiej zabraknie, gdy w nowe, losami przeznaczone potoczy się ona tory (sThe Moona). Gdy w podróży do Ameryki stanął u stóp Niagary. u kolumn spienionych wody, odmętów, spada-
jących w otchłań, zaraz umysł jego nawiedziła zmora: takie to wszystko było, gdy przed wiekami człowiek leśny błądził tu niekiedy, takie też będzie, gdy po upływie wieków znów człowiek dziki roztrącać będzie pomniki naszej cywilizacji (sINiagara))). Nawet w Waszyngtonie, krocząc po alejach, na które padały, zwiędłe liście jesieni, ujrzał swe filozoficzne widmo: zapada nagle o kilkanaście wieków wgłąb i widzi oczami wyobraźni epokę, gdy za Aleksandra, za tyranów Grecji, tutaj, na tem miejscu w Waszyngtonie, również płonęły i umierały przepychy jesieni (((Autumn: Outskirts of Washingtonx). W chwilach zadumy nad samym sobą myśl przyzwyczajenia do rozwojowych perspektyw, opuszcza poetę: nie widzi siebie, swej śmierci, swych losów osobistych, wybiega gdzieś daleko i z oddali wieków patrzy na siebie, praojca nowych pokoleń, z takiej oddali, że wieść o nim prawie zagasła, że potomkowie od niego pochodzący, wiedzieć nie będą, że to on, Sguire, poeta, przekazał im życie (sThe Descendantsa). Wszystko to jest niezła historjozofja, ideje nawinięte na transmisyjne koła ewolucji: syn duchownego z Plymouth, wychowanek uniwersytetu w Cambridge, niedoszły tegoż uniwersytetu w r. 1918 przedstawiciel parlamentarny, znakomity, pełen temperametu wydawca sThe London
Mercurys. autor szeregu książek z zakresu krytyki literackiej, jest jednak jedynie rymującym prozaikiem. Nie uratuje go ani sPochóds, ani sLąd niezwiedzanya Ameryki Zachodniej, ani tem bardziej ((Zapadanie nocy zimą a.
Wyrazem sielskich, idyllicznych nastrojów prawicy liryków angielskich, oznaką powrotu do natury, który rozpoczęli głosić georgjanie, przychodząc po przeestetyzowanych dekaden-tach, jest twórczość Edmunda Blundena (ur. 1896), którego Th. Hardy uważał za jeden z najbardziej obiecujących talentów młodej Anglji, w latach 1[zasłonięte]924-19 profesor literatury angielskiej na uniwersytecie w Tokjo, na katedrze zajmowanej niegdyś przez Lafcadio Hearna. Utwory Blundena, to album szkiców zrobionych na wsi, krótkie, śmiałe zdjęcia, dokonane w różnych porach i w różnych miejscach ulubionego i znanego terenu. A więc: poranek listopadowy zimny, mroźny czas po nocnej burzy, z falą zaciągniętą deszczu, z niebem jak włosiennica, polami pełnemi melancholji, z krukami, wróblami i tym żebrakiem, który zbudziwszy się na swem przygodnem legowisku, dogryza resztki resztek. A więc: majdan wiejski, strzechy wokoło, ptactwo i gnijący zajadle w piłkę nożną rataje, a śród nich, lepiej bawiące się niż gracze, młode psiaki i stary, znudzony, na grę pa-
trzący jak na szaleństwo nierasowy brytan. Coż dopiero arcydzieła opisu: t Kobiety w przytułku ł (^Almswomens) i ((Pokłosiem (^Gleaninga), prawdziwe ozdoby każdej antologji. Dzieje dwóch staruszek w wiejskim domu gminnym, ich wzajemne przywiązanie, ich dawne przeżycia, ich ogródek, pełen umiłowanych przez nie i pieczołowicie pielęgnowanych kwiatów, oczekiwanie śmierci wśród starych pamiątek, sprzętów i obrazów, modlitwa, aby Bóg dał śmierć
0 jednym dniu i jednej porze dnia - obraz to przy całej swej prostocie nadzwyczaj wzruszający
1 subtelny, tPokłosiem to panorama życia wsi w polu, dzieje dnia pożniwnego, uchwycenie na gorąco trudu, nędzy, uciech przeżywanych w sercu ludzkiem, zwierzęcem, owadziem, na terenie zostawionego odłogiem rżyska, ścierniska, centrum zjawisk wsi. Od mglistego, rosis-tego poranka do kuropatw, nawołujących jedna drugą przed nocą do wieczerzy, - jest tam cały urok, obraz i prawda rolniczego sioła.
Wcześniej od niego nutę tę potrącał John Drinkwater. Ten laurów scenicznych dobijający się talent elegijny, kierownik literacki teatru Sir Barry Jacksona w Birmingham, syn hrabstwa środkowej Anglji, nie wychodzi poza opiewanie idylliczne swoich stron rodzinnych, w których i jabłka na poddaszu, nocą, w świetle
księżycowem zdolne przykuć są jego uwagę, nie mówiąc o górach Cotswoldu, u stóp których ujrzał światło dzienne.
Do rzędu piewców krajobrazu angielskiego wypadłoby zaliczyć szereg piór innych, uprawiających poezję raczej przygodnie: znanego, świeżo zmarłego E. Gossea, powieściopisarzy Brett Younga, Phillpottsa, Quiller-Coucha, Ford Madox Hueffera, bo na tej błogosławionej ziemi brytyjskiej, kto jeno jej stopą dotknie, pisze wiersze. W kraju tym dyplomaci studjują biblję, ministrowie cytują poetów, lordowie w wykwintnych przemówieniach wplatają z pamięci całe urywki Wordswortha - komandorzy floty, w czasie manewrów wojny, piszą nabożne liryki. Nie pustelnicy też i bogomani, a prawnicy, finansiści, którzy zasłynąć mają między innemi i u nas w Polsce jako doradcy skarbowi -o E. Hiltonie Youngu mowa, autorze, sBożego Narodzenia a - są w przymierzu z muzą. Dowództwo krążownikiem, udział w szeregu bitew, wyprawa niezapomniana na ?Vindictivies pod molo w Zeebrugge, misje do [ndji, Grecji, Polski -oto parę czynów Younga, a przecie znalazła się wolna chwila i na tom poezji. W społeczeństwie tak rozkochanem w wierszach koteria Sqmrea i ogół georgjanów, brodzący w letniej wodzie sielankowości, może liczyć na odbiorców.
Ponad szerokie, rozkwiecone błonie liryki brytyjskiej, sterczą jaskrawo szczyty, lśni gwar-dyjski czworobok wielkiej poezji, dźwięczą spiżowe nazwiska mistrzów, których trudno liczyć do gromady, a którzy sami dla siebie, po-szczególe, tworzą świat: A^aseflęld,Davies,Bridges, Hardy.
Dwaj pierwsi to trampowie, łazicy, wędrowcy o przedziwnym talencie. Masefield^ jako młody chłopiec, zbrzydziwszy sobie życie w biedzie i bez widoków jakiejkolwiek przyszłości, poszedł na statek pełnić służbę marynarza, przerwaną potem na czas jakiś zawodem kelnerskim w norze pijackiej w Nowym Yorku; szereg legend otacza ten okres życia małomównego poety, potrąca o nie jego sławna ^Biographys. Jego przyszli biografowie - mówi autor-może nie zdołają zobaczyć nawet oczami wyobraźni tych śród mórz krążących statków, które jego zapał rozniecały do żaru,-a jednak faktem jest, że losom swym, bliskości okrętów, kołyszących się u miejsca jego urodzenia, miastu z tysiącami statków u kotwic, z ulicami zamienionemi w kanały, zapełnione parowcami, na których powiewają bandery całego świata, zawdzięcza to, czem jest, - one zrobiły go poetą. Im przypisać, że poszedł na statek i że przeżył chwile złociste i przejasne dni; takiemi chwilami był
dzień, gdy stojąc pod rozpiętym żaglem, ujrzał i po raz pierwszy pozdrowił Kordyljery; takiemi - ów dzień letni, gdy podjechawszy pod Swansea, oglądał spienione fale brzegu; takiemi - ów dzień inny, słoneczny, pełen statków żaglowych, gdy z podartemi płótnami wracał z wyprawy jego ulubiony statek tWędrowiec ł, o którym często wspomina i któremu osobny utwór poświęcił, takiemi - zmierzchy na wybrzeżu Irlandji, gdy z towarzyszami polował na kuliki. Z pierwszych ballad morskich widać, że autor w oliwą i tranem cuchnącej kajucie nie rozstawał się z Kiplingiem i Yeatsem. Rok 1911, rozpoczynający serję utworów, rodzaj powieści poetyckich, odartych z wszelkiego romantyzmu, ujrzał najwyższy triumf Masefielda. Osiedliwszy się po przejściowej pracy w t Manchester Guardianx w Londynie, poeta nie zapomniał, o czem wołał w dedykacji swych pierwszych utworów, że bohaterami jego nie będą ;książęta i prałaci, lecz ludzie o głowie rozbitej, z krwią spływającą do oczu, ludzie wzgardzeni, odepchnięci.łazęgi, niewolnicy z brzemieniem na plecach, nie wodzowie, lecz szeregowcy, palacze, sternicy, zasypiający ze zmęczenia u koła, wywiadowcy przemęczeni na maszcie; niech inni śpiewają o winie, bogactwie, radości, - jego przedmiotem będzie brud, błoto,
pył i szumowiny ziemi, garść prochu, kęs chleba spleśniały, kalectwo, ślepota, deszcz i zimno (sA Consecration^). Czynił tak w balladach. Teraz, urósłszy w siły, odrzuciwszy wszelkie wzory, jął tworzyć olbrzymie obrazy nędzy ludzkiej, nakreślone dość realistyczną dłonią. Nastroszył mowę wyrazami, których dotąd nie wymawiało się głośno. Poprawną cnotę i pru-derję wiktorjanów, ich stylizowaną, liśćmi zamaskowaną erotykę, wymuskaną poprawność edwardjanów zaczęły palić, bezcześcić, wypędzać bezczelnością swą, jędrnym cynizmem i naoczną plastyką, słowa zbierane z nor, jaskiń, szynków i przydrożnych karczm. Niziny społeczne, suteryny, nędza, instynkty pierwotne, gwara zbrodniczych szajek dostarczyła słownika, na który jedni rzucili się z głodem, od którego drudzy uciekali z odrazą. Oskarżono go, że znajduje wszędzie brzydotę, bo jej szuka, że mu imponuje nieokrzesana tężyzna, że wulgaryzm uważa za siłę. Mimo to sThe Everlasting Mercys (1911), historja Saula Kanea, kłusownika i pijaka, nawróconego działaniem łaski bożej; a The Widów in the Bye Street (1912), dzieje Jimmy Gurneya, syna ubóstwiającej go wdowy, powieszonego za zabójstwo rywala w miłości dla niegodnej kobiety; ((The Daffodil Fieldss (1913), książka o śmierci niewinnej dziewczyny i dwóch
rywalizujących o jej miłość przyjaciół, wraz z. łDauberems (1913) ustaliły na dobre rozgłos poety. Ląd, ojczyzna, Anglja, zachodnia jej część, strony, z któremi się zżył, hrabstwo Gloucester, Shropshire i Berkshire szczególnie, nęciły go również. Miłość tego lądu, ukochanie Anglji, zrozumienie jej typów, jej zwyczajów, jej pejzażu, jej ducha, zaklął MaseHeld w trzech wielkich utworach o zakroju epickim, o intensywności jednak akcji tak silnej, że wydaje się tryskającą liryką: sReynard the Fox^ (1919), cRight Royab (1920) i ((King Cole a (1921) przyniosły mu miano nowoczesnego Chau-cera, postawiły w rzędzie twórców wielkiej miary. W scRight Royalua przeszedł samego siebie, uzmysłowił w nim dynamikę, rozsadzającą całą jego twórczość, dynamikę, upostaciowaną przepysznie w opisie pędzącego do mety, angielskiego, rasowego konia. Twórczość tego poety lądu, morza i pędzącego konia trwa nadal. Nie odzywają się już w niej echa tęsknoty za morzem jak w ((Pieśni wędrowca^; zda się, że minęło to spokojne rozkoszowanie się urokiem wsi, do której wzdychał i której słodyczą tak głęboko oddychał w ((Przechadzkch koło Tewkesburys: dynamizm, nieokiełznana energja, charakteryzująca jego psychikę, doszła jakgdyby do największego natężenia i niesie go jak ru-
mak wyścigowy naprzód, wciąż naprzód, do celu, do uzewnętrznienia kosmicznego rozpędu, który go cechuje.
Charakterystyczna jest młodość i koleje życia drugiego obieżyświata, W.H. Daviesa. Do szkół nie chodził wcale, wykształcenia w zwykłem tego słowa znaczeniu nie otrzymał żadnego. Wyuczywszy się wioślarstwa, rzuca An-glję, wyjeżdża do Ameryki i zostaje typowym trampem, włóczęgą, urozmaicając zacny ten i beztroski stan w okresie dojrzewania owoców pracą sadownika, oraz, kiedyindziej, cięższem i mniej poetycznem zajęciem transportowania bydła na okrętach z Ameryki do Anglji, ośm czy dziewięć tego rodzaju turystycznych wycieczek zrobił w ciągu sześciu lat swego włóczęgowskiego zawodu. Przypadkowo, wskakując bez biletu na pociąg, stracił nogę. Wróciwszy do kraju, osiada w londyńskich domach dla ubogich i zarabia na życie jako domokrążca, sprzedaje wstążki, szpilki, igły; dla odmiany śpiewa hymny na ulicach i bie-dowanie to trwa lat ośm, aż oto w 34-ym roku życia zjawia się pierwszy tom jego poezyj: sława, rozgłos, wzięcie. Do dziś ten wielki poeta, towarzysz Conrada, Hudsona, Hodgsona, de la Marea w cukierniach londyńskich, doktor honoris causa uniwersytetu walijskiego,^ dobiegający sześćdziesiątki, zachował vnaturę dziecka,
nieśmiałość, która mu wstrętnemi czyni salony, naiwność, która w rozmowie tonem i treścią swych pytań wywołuje uśmiech politowania u ludzi operujących naukową, abstrakcjami przetykaną gwarą. Inny jest i czuje się w swoim żywiole, gdy znajdzie się oko w oko z przyrodą. Awanturnicza przeszłość obieżyświata nawiedza go nieustannie. Wyrywa się na morze, pragnie żaglować na zdradliwej fali, pragnie falę tę słyszeć pod smiertelnem łożem, sól jej płynie mu tętnicami. Widział ją wzburzoną, gdy uderzała o boki okrętu, widział, jak wywalała statki brzuchami ku niebiosom, widział zabłocone, z piaskiem w oczach ciało zatopionego chłopca - nic to, chce znów pływać (sDreams of the Seas). Wśród liryków czystej wody, Davies, słowik walijski, należy bezsprzecznie do największych. Jest on śród nich najbardziej prosty, bezpośredni, najmniej refleksyjny, najmniej zintelektualizowany, a naj-szczerzej, najgłębiej i najsamorzutniej zdolny do śpiewu. Cała jego poezja - to spontaniczność, odruchy czaru, wywołanego podnietą uczucia z zewnątrz. Trawka, liść, deszcz, tęcza - te dwa zjawiska szczególnie często - budzą w nim najdziwniejsze obrazy. Jest jakaś^ dziwna harmonja między przyrodą a tym umysłem, niezrutynizo-wanym przez książki, szkoły, uniwersytety, jakieś bezpośrednie współodczuwanie i wciąż żywa^a-
dość z tego intymnego związku. Niema w jego poezji problematów, dociekań psychologicznych dywagacji na temat zawiłych stanów ducha: wogóle niema długich utworów. Różni się tem od Masefielda, i Bridgesa, trzeciego z grupy wielkich liryków.
Jako ^poejtajaiireatus^ wsńóslJłobertBrid-ges na parnas angielski kult formy, klasycyzm, powściągliwość, miarkującą wyraz uczuć, daleko posuniętą dbałość o szatę zewnętrzną, sięganie po wzory metryczne do w. XV i XVI, przyswajanie sobie zdobyczy technicznych poetów z doby elżbietańskiej. Ośm dramatów wierszowanych, dłuższy erjos^dEros i Psycho, które wyszły naprzód z pod pióra tego obywatela Kentu, urodzonego w r. 1844, wychowanka szkoły w Eton, oxfordczyka z Corpus Christi College, lekarza, praktykującego do r. 1882 w szpitalu św. Bartłomieja, nie przejdzie zapewne do nieśmiertelności, tak jak przejdzie do niej długi szereg doskonałych, w miltonowskiej manjerze skomponowanych sonetów i kilka tomów utworów pomniejszych. Te właśnie sShorter Poemsa, liryka Bridgesa, należą do cenniejszej zawartości współczesnego skarbu poezji angielskiej, nie ze względów ideowych, lecz właśnie dla niepokalanej swej formy, zrównoważonej, wolnej od wszelkiej ekscentryczności, doskonale harmoni-
zującej z treścią. Jak na poetę laureata przystało, jest Bridges przedewszystkiem poetą narodowym, nie w znaczeniu podkreślania tężyzny brytyjskiej, jak to czyni Kipling, lub wyrażania ogólnego nastroju epoki swego kraju jak to znakomicie odzwierciadlał swego czasu Tennyson: Bridges jest jiarodowy jrzez ukochanie^Jcrajo-^brazu^ narodowego, jego łąk i ogrodów i gąszczów i lasów i każdej rzeczy, która jego jest. JPoczesne miejscg-w^twjiccgości Bridgesa zajmuje^ miłość, traktowana niesłychanie subtelnie, nie-ledwie po purytańsku, powściągliwie, bez wszelkiego fizjologicznego zabarwienia. Uporczywie powracające jednak refreny podkreślają, zachodząc w każdym prawie erotyku, żar wewnętrzny serca, wzburzenie krwi, namiętność, lecz ani jeden swawolny wyraz nie wymknie się z ust autora. Znanych jest parę pieśni miłosnych Bridgesa, nieostatniemi są: ^ Zbudź się, me serce, miłość czeka na cięx, a Tak słodką była miłość^, ^Odejść ci ja stąd nie pozwolę^. Zamknięty w swej wieży klasycyzmu, biorąc naogół skąpy udział w zagadnieniach chwili obecnej, przyłączył się Bridges z chwilą wybuchu wojny do chóru, sławiących męstwo Anglji: nad pomniki, nad płyty bronzowe średniowiecznych rycerzy, leżące po kościołach, milsze mu grobowce tych, co na morzu i lądzie bronią dzisiaj kraju
(sThe Fair Brasss). Niech rozradują się zmarli, oni są twórcami świata, imiona ich gwiaździste, płynące kwiatem na niebiosach (^Rejoice ye Deads). Piękniejsze jeszcze są rozmyślania, poświęcone Miltonowi, ulubionemu poecie autora, o którego prozodji napisał osobne studjum; niezapomniany jest utwór z okazji Bożego Narodzenia, napisany w r. 1913, w którym poecie, rozmyślającemu w ojczyźnie na samotnem wzgórzu, zdaje się, że słyszy muzykę betlejemską, głosy aniołów, którym dziwi się, jak się dziwili pasterze; graniczące ze wzniosłością jest wreszcie słowo rzucone żeglującemu statkowi, własnej fantazji, płynącej na nieznane morza (sA Pas-8er-byx): żyjący poeta-laureatus angielski wypełnia godnie swą misję.
Poezja Tomasza^Hgr^^M^o^Bt&nowi świat sam w sobie. Ostatnie ćwierćwiecze życia była mu ona jedynym wyrazem potężnej myśli, ponurej metafizyki i pesymistycznym tragizmem przepojonej filozofji. Od wierszy zaczął ten architekt wessexski; na wierszach, na jedynym w swym rodzaju dramacie epicznym na tle epoki napoleońskiej, składającym się z 19 aktów, 130 scen, na sDynastach^, poezji tytanicznej, której wzorów i równej im miary szukać chyba u Szekspira, twórczość swą zakończył. Poezja jego nie ma nic wspólnego z wiktorjanami ani
georgjanami, nie bierze wzorów z żadnej epoki, wszystko jest jego własne - i szorstka, twarda, zda się nieokrzesana, granitowa forma, strofy, rytmy, którym jest do twarzy w ich nieogła-dzoności, chropowatości, wyrażenia proste, a żywe, czerstwe, z rumieńcem życia na rubasznych twarzach, neologizmy, wyłamane zda się z sezamu mowy, w najtajniejszych przechowane wnętrzach ducha anglosasów: ten cyklop gdzieś z pod Stonehenge pobudował nad wybrzeżami swej posępnej myśli niekończące się szeregi drui-dycznych menhirów, głazy i ciosy tych olbrzymów zmuszają do zadumy. Są one jak te skały Beenu, o których śpiewał, jak kraina Lyonnesse, skąd wrócił w młodości z zachwytem w oczach, nieprzemijające jak rola i uprawiający ją człowiek i jak te tragiczne dwie postacie, które ujrzał za ostatniem światełkiem na połach gminnych Tooting, proste, jak tych parę słów bożonarodzeniowych o wołach lub pożegnanie, spojrzenie z za grobu na pozostałych po jego śmierci ludzi w sPotem... x.
Jak wojna boero-angielska, rzuciła na poezję Hardyego cień żadnem słońcem nie spędzony, tak wojna światowa odezwała się w całej twórczości lirycznej Anglji echem, którego odgłosy od skał do skał do dziś się noszą. Pięćset tomów liryki wojennej opuściło tłocznię
w samych pierwszych trzech latach walki, wszyscy żyjący poeci poświęcili jej, przeważnie bardzo wartościowe, twory: Drinkwater (sZ Great-hama), Flecker (i Pogrzeb Angljił), Gibson (łŻah), Hardy (zW czas gdy się rozbiły naro-dya), Sguire (tPocbóeU); dla innych wojna i tylko wojna była podnietą do śpiewu, z którym przeszli do literatury. Należą tu z pośród poległych Sorley, Owen, Brooke, z żyjących Grwes, Nichols, Sassoon, Tomlinson. W twórczości Alice Meynell ^Lato w Anglji w r. 1914s należy do piękniejszych utworów, zaś Chestertona i Groby angielskiex przejdą bezwątpienia do szeregu rzeczy nieśmiertelnych.
Z pośród poległych poetów wojny podkre-lić należy Owena i Brooke a. Pierwszy szedł w awangardzie liryckiej kraju: jego rymy, w których elementem identycznym były nie samogłoski, lecz spółgłoski, stanowiły dużą inowację. Ponad technikę wybija się jednak jego obrazo-twórstwo, słownictwo i, rzecz najważniejsza, plastyczne, a metafizyczne ujmowanie wojny. ^Gór-mcya, t Większa miłośća, ł Antyfona za straconą młodzieżą, s Dziwne spotkanie a - oto parę jego utworów na temat walki i żołnierza.
Na falach wojny zamigotał i przez chwilę przyćmił wszystkich Rupert Brooke. Jako symbol poety-żołnierzy przetrwa zapewne wieki.
Zaczęło się nie tak święcie, mocno, nieśmiertelnie: Cambridge, studja klasyczne, kastalskie źródła obciążyły nieopierzoną myśl klasycyzmem, manjeryzmem, panteizmem. Powoli korzenie zainteresowań przenoszą się na tereny żywego dnia, na bóle i radości codziennego życia, szczególnie bóle. Metamorfozy dokonała nieszczęśliwa miłość - ślady zostały w sonetach. Zbawił go wyjazd za rządowe stypendjum: Kanada, Ameryka Północna, morza południowe, Pacyfik, podróż przedsięwzięta pod koniec 1913 r., z początkiem 1914. Zachwyciły się oczy nowemi lądami, nowemi ludami, nowem niebem; inna zupełnie nuta rozbrzmiewa z ust ekstatycznego podróżnika. Odczuwa się, jak młoda wyobraźnia wchłania płynną rzeczywistość; czasem tylko, czasem nawiedzają go wspomnienia minionych przeżyć, cisza zapada, echa grają, z oczu płyną łzy, cień jakiś "majaczeje nieniknący, jawi się z przeszłości wizja (aHauntingsa). To znów, innego dnia, jest szczęśliwy, myśli o niej, uśmiechnięte obrazy migocą wśród bryzgającej naokół piany, zwisają śród nieb obłoczki wspomnień, za nią, gdy idzie, mkną białe grzywy fal (t One Days). Oczy i myśli napełniają się widokami nowych krain, wysp, kobiet, imion. Mataiea, Papeete, Makawell, etapy błąkań po Oceanie Spokojnym, zasnuwają krainę wspomnień, Anglję:
poeta żyje jak w baśniowem kole. sMamua, -woła do Maoryski. - gdy śmiechy nasze zmilkną, gdy ręce i ciała, białe i bronzowe, przed domem się spopielą przyjaciół lub w kwiaty się wonne zamienią nocy, wtedy zaświta nieśmiertelność, niebo, raj: uwieńcz włosy, za wołaniem księżyca idź, gdzie ciepłych wód zatoki, gdzie połyski piasku, gdzie miłość i uściski, tam niebiańskiego raju - strona ziemska (sTiare Tahiti ))). Teipo pięknostopa, Matua o ponętnych rękach, Teury upleciony włos oczarowały młodzieńca z Cambridgeshire; w prostocie, spokoju, pięknie kobiet Pacyfiku znalazł ukojenie zawiedziony kochanek, w naturze, krajobrazie, w bezbrzeżnych lazurach i śród wysp zebrał przebogate żniwo wrażeń (sSkarbys). Ale zorza już gasła. Wojna wybuchła. Brooke z kwiatem młodzieży angielskiej walczy pod Antwerpją. Gdy Winston Churchill wpada na niefortunny pomysł dywersji w Dardanellach, w przeznaczonej na zgubę armji jest i nasz poeta. Z rozpoczęciem działań wojennych wydał był zbiorek pod obiecującym tytułem: ^1914 and other Poems^. Marzyciel z wysp maoryjskich prze-dzierzga się odrazu w entuzjastę walki, nagromadzone w nim cierpienia wyciągają radośnie ręce do śmierci. Zbolałe serce w lot chwyta wielkość, która oto stanęła obok, gotowa za
cenę krwi stać się wiecznem posiadaniem. Z tej zdecydowanej, bohaterskiej postawy serca i myśli wystrzeliły słowa, które weszły na wieki do skarbca narodowej myśli angielskiej, wryły się na zawsze w kodeks najczystszych pojęć o miłości ojczyzny, unieśmiertelniły na wieki proch ludzki, zdolny zabłysnąć takiemi ogniami ducha. Brooke wzniósł się jednym rzutem na wyżyny piękna moralnego. Cykl jego prostych, ludzkich, z momentem chwili związanych, a przecie wiekopomnych sonetów, nie ma nic z wojowniczości, krwiożerczości, sberserkerskoścb, bluffu, dzikich krzyków. Każdy z tych drobnych utworów - to nowe piętro, nowa kondygnacja ideału, doskonałość coraz pełniejsza myśli, poświęcenia, wielkości ludzkiej, aż oto na samym szczycie załopotaly jak sztandary słowa, które zostaną z pamięcią Brookea związane, dopóki będzie istniała mowa angielska: Jeżeli zginę, wiedzcie, myśląc o mnie... (tThe Soldieo). Dnia 23 kwietnia 1915 r. dwudziestoośmioletni bohater Anglji współczesnej umierał na zakażenie krwi. Skonał na szpitalnym statku francuskim w zatoce wyspy Scyros. Tam też, na samotnej wyspie morza Egejskiego, spoczywa. Tam jest spłacheć ziemi, która na wieki zostanie Anglją: for ever England. Tam leży proch, dziecię Anglji, co błoń jej kochał, w słońcu
i rzekach jej się kąpał, i stamtąd wypromienia, co wziął był z Anglji.
Z żyjących zasłynęli Nichols, autor utworu aBaterja jadąca na pozycję )) i Robert Graves, kapitan, ciężko ranny na froncie francuskim (^Ucieczka))), dziś profesor literatury angielskiej na uniwersytecie w Kairze - katedrę uniwersytecką zagraniczną dzierży szereg poetów angielskich w Japonji, w Tokjo, po Lafcadio Hear-nie Nicols, po nim Blunden, nadto w Keiogi-juku Vines, a w Sendai J lodgson, nie mówiąc o A. Noyesic, profesorze uniw. amerykańskiego w Princeton. Pośród poetów wojny wyróżnił się nadto S. Sassoon. Wstąpił do szeregów z chwilą wybuchu wojny, dn. 4 sierpnia 1914 r., dosłużył się stopni oficerskich i krzyża zasługi, brał udział w bitwach we Francji, w Palestynie. Pułk dumny był z jego służby, a jednak pozornie entuzjastyczny kombatant, Siegfried Sassoon, członek plutokratycznej rodziny semickiej, finansującej przedsiębiorstwa handlowe Indyj, Chin, Londynu, wydawca i poeta, we wszyst-kiem co o wojnie pisał, miał dla niej tylko słowa potępienia, oburzenia, gniewu. Jad jego i nienawiść dotyczyła tych przedewszystkiem, którzy do wojny dopuścili, lekkomyślnie ją wywołali, kresu położyć nie umieli: dyplomatów. Z gryzącą ironją parafrazuje dziennik zmarłego
męża stanu: beznadziejne, tępe, głupie pióro zadowolonego z siebie męża stanu odkryło czytelnikowi nędzę oficjalnych menerów politycznych Europy (sOn Reading the War Diary of a Defunct Ambassadors). Z podobną pasją atakuje wyższych oficerów, generałów, którzy nie dorośli do swego zadania i niekompetent-nenii zarządzeniami słali na śmierć dzielnych chłopców. Dla sztabów takich ma jedno słowo: świnie (sThe General))). Godnie przy boku ich staje dziedzic, sąuire, właściciel ziemski, co sam się z miejsca nie ruszając, dokuczał innym, aby szli na wojnę i teraz z błogością w kolatorskiej ławce rozparty czyta złote imiona poległych za niego (^Memoriał Tablet))). Zgóry, stanowczo, protestuje przeciw legendzie, która wnet osnu-wać zacznie wielką wojnę, gdy po pięćdziesięciu latach ludzie zapomną o froncie i boju, a młodzieńcy, żądni przygód, zaczną zazdrościć nam, którzyśmy brali udział w tej, jak im się z oddali zdawać będzie - farsie (sSong-Books of the Wars). Dla poety jedna tylko była chwila wielka, moment zachwytu i szczęścia: rok 1919 i zawarcie pokoju. Sławne na zawsze pozostaną słowa, któremi fakt ten powitał: I nagle śpiewem jednym każdy buchnął - (t Everyone Sanga). Pogarda dla dyplomatów, wodzów niedołężnych, wojowniczych domatorów, uchwalających przy-
mus służby wojskowej dla innych, nie wyklucza podziwu, miłości prostego żołnierza, czci, jaka zbudziła się w sercu poety dla cierpiącego narodu rowów strzeleckich. Widzi ich w ziemiankach pełnych szczurów, deszczu, marzących o grze w piłkę, o zabawach, świętach i jeździe pociągiem do dawnego zajęcia (((Drea-mersa). Bez sentymentalizmu, hurra-patrjotyz-mów, potrząsania krwią ociekającą bronią, maluje dzieje zdarzeń, walki i ataki. Gorący hołd rannym i zabitym, traktowanie nieprzyjaciela bez wyzwisk i nienawiści, czynią z jego poezji pokrzepiające zjawisko mimo całej okropności, którą zawarły w sobie z masakrą, brudami, ranami, robactwem, szczurami, zgnilizną i fetorem rowów. Czuje się drgające bólem serce człowieka w tych opisach i zdjęciach, jest w nich patos tragicznej rzeczywistości, dotykanie palcami wielkiej, dokonywującej się na f oczach historji, kształtowanie się żywego tworzywa. Słowo ostatnie o żołnierzu, najpiękniejsze i najgłębsze powiedział ten żołnierz, wróg wojny, w wierszu ((The Redeemer)) (((Zbawca))), w którym spojrzał na żołnierza trudzącego się, mrącego w rowach, w świetle chrześcijańskiej nauki o dziele odkupienia: w nocy, w zimnie i deszczu, obejrzał się w rowie, przeklinając burzę; w tem rakieta syknęła, blaskiem płonąc
białym, i oświeciła kogoś, kto wpadłszy w kałużę, usiłował powstać. Przed nim stał Chrystus. Nie miał korony z cierni, miał wełniane kepi, jak żołnierz się angielski nosił, który życie jak każdy inny kochał, lecz najbardziej dni pracy dobre i sport i swojskie piosenki, a teraz się dowiedział, że świt to wpatrywanie się w nieb okiennice, lecz postanowił wytrwać z tą nędzą i śmierci stawić czoło, byle pułk Lancasteru placu na Lunę dotrzymał. Płomień upadł i zgasł, w ciemności znów zaczął swą pracę i marsz wzdłuż dołów ród Chrystusów, cierpiętników bitewnych, zbawiających świat. U Chertestona, u Nicholsa, u Owena powtarza się ta głęboka i przejmująca soterologiczna myśl o zbawicielu-żołnierzu: najoryginalniejszy i bodaj czy nie pierwszy wyraz w r. 1916 dał jej Sassoon, czołowy przedstawiciel angielskich poetów wielkiej wojny. Wyraźne tchnienie religijne, owiewające lirykę wojenną z natury rzeczy blisko związaną z zagadnieniami wieczności i śmierci, nie jest obce ogółowi liryki angielskiej. Gerald Could (((Szczęśliwe drzewom), Fredegunda Show (((Nowy duch))), Robert Graves (((Na pustyni))), Rosę Macaulay (((Niedziela św. Trójcy))), Ch. H. Sor-ley (((Wszystkie wzgórza i doliny a), H. Monro (((Dzieci miłości))) świadczą o tem, w wyższym zaś stopniu jeszcze poeci-katolicy: Chesterton
(Osiołeks), Belloc (^Ballada o Matce Boskiej Częstochowskiej))), W. R. Childe, oxfordczyk, medjewalista (sRóża gotycka))), A. Noyes, i-dast not leastv - Alice Meynell, która odegrała znaczną rolę śród współwyznawców, z których jednego, Francisa Thompsona, uratowała od nędzy i umożliwiła mu twórczość, mającą rozwinąć się tak bogato. sOna była świętą naszej poezji, - mówi James Douglas - w empireje wznosiła miłość, uduchowiała namiętność i uczłowieczała teologję)). Problematem, który często zajmował jej uwagę, była tajemnica czasu. Dożywszy sędziwego wieku, zamyśla się, ze jej ojciec, zmarły młodo, miałby dla niej, przewyższającej go ilością lat. cześć starszemu wiekowi należną, w tym wypadku tak niezwykłą, gdyż od własnego ojca pochodzącą: czas pozmieniał lata i stosunki życia. Z tych rozważań powstał też jeden z najdziwniejszych wierszy: ^List dziewczyny do swej własnej starości i. W utworach swych wytworność uczuć osobistych wznosiła rla zawrotne szczyty, z myśli, uczuć, żądz ludzkich zostawiając same cienie chińskie, litur-gję nieba, mowę duchów i aniołów. Ona i kochanek nie spotykają się nigdy, a przecie widzą się dzień w dzień na wzgórzach wysokich życia, gdzie dobro jest, niewinność, śmierć. Ich aniołowie-stróżowie razem modlą się i widzą
nad szczytami (((Thougths in Separations). Pozycją, która w repertuarze Alice Meynell trwać będzie najdłużej, zostanie piękny, szerokie, po-naddogmatyczne wizje kreślący wiersz p. t. ^Chrystus we wszechświecie t. Zwiastowanie Dziewicy, narodziny w żłobie, nauka i drgające krzyżem wzgórze-to wiadome. Lecz ani jedna między gwiazdami, których jest bezmiar, nie słyszała, jak Chrystus tę naszą bryłę ziemską odkupił, żadna z gwiazd nie wie, że po ziemi chodził, żył tu, umarł; ni my poznać możemy tu w doczesności plany jego na globach innych, łaski, które wyświadczył innych gwiazd systemom. Lecz w wieczności będziemy porównywali ze sobą miljon innych ewangelij, usłyszymy, jak po Plejadach, Lirze i Niedźwiedzicach świadczył dobrze. Przygotowaną bądź, duszo moja, woła poetka, zachwycona bezkresami swej chrześcijańskiej wizji, na dziwne cuda, na oglądanie Boga w miljonie innych form, które się przed tobą na gwiazdach roztoczą, gdy zkolei my ukażemy im Boga-człowieka. Ten jeden utwór byłby zdolny postawić Alice Meynell wysoko pośród poetów mistyków Anglji. Nawiązuje on do tematu poruszanego w XII wieku przez św. Tomasza z Akwinu w jego sumie filozoficznej ((Centra gentiles)) i snuje istotnie bezkresną, wielką mistyczną wizję.
Naprzeciw okopów św. Trójcy, w którym zgromadzili się georgjanie z obecnym wodzem, Squireym, wokrąg czasopisma sThe London Mer-curys, stanęli groźnie w nieprzejednanej opozycji asitweljanies, członkowie grupy, ogłaszającej swe utwory w antologji cWheehł (cKofeł), zapoczątkowanej w r. 1916. Jest ich wielu. Są młodzi, zdolni, napastliwi. Mają na czele utalentowane rodzeństwo: Edith Sitwell i dwóch jej braci, Osberta i Sacheverella. Ojciec ich, sir George Sitwell, baronet, właściciel szeregu zamków w hrabstwach York, Derby i War-wick, posiadający nadto skromną liczbę 6.C00 hektarów uprawnej ziemi, jest zapewne przez swą fortunę głównem źródłem różowego humoru wojującej trójgwiazdy i najsilniejszą podstawą przedsiębiorstwa sKóh.
Z obrzydzeniem odwracają się od georgja-nów, ich przeciętności, opiewania sielskości, nie-wznoszenia się ponad banalne ruczaje, żywopłoty i kwiaty. Zarzucają im kontynuowanie romantyzmu, taniego emocjonalizmu, wyśmiewają szeroką, drobiazgową opisowość w rodzaju naiwno-dziecinnych lubowań się w powszedniości angielskiej, zawartej np. w t Wielkim mi-łośniku^ Brookea. rozkoszowanie się kotkiem pijącym mleko - wiersz Harolda Monro - prozę, zamienioną rymami w pseudopoezję, czego z dzi-
wnym uporem dopatrują się u Drinkwatera. Zarzucają przeciwnikom brak szczerej, istotnej poezji, powtarzanie wytartych liczmanów, szczupłość inwencji, oportunizm, przystosowywanie się do smaku filistrów, wzajemne popieranie miernoty pośród siebie, ugrzęźnięcie w kuchni i jarmużu.
Sitwellowie z szczególnem zamiłowaniem zwracają się do augustowskiej poezji wieku XVIII, której twórcą i duchem opiekuńczym był złośliwiec, kaleki wytworniś i niezrównany hom-me d5esprit, Aleksander Pope. Ten mistrz słowa i dowcipu imponuje intelektualistom XX wieku niepomiernie: Osbert Sitwell, (ur. 1892), sportowiec, były oficer, założyciel szeregu klubów, naśladuje jego Dunciadę w swych napaściach na Squire!a, Shanksa i Turnera z prawicy. Dotrzymuje kroku bratu, przyszłemu dziedzicowi ogromnej fortuny, rezolutny Sacheve-rell, próbujący w lirykach frapować czytelnika egzotyzmem, onże młodzieniaszek (ur. circa 19CC), snob, którego podnieca wszelki czyn niezwykły-w r. 1920 nie mógł się oprzeć, by nie pędzić z Anglji do Fiume na chwilę rozmowy z WAn-nunziem.
Iskrę poezji najszczerszą krzeszą utwory starszej od nich siostry: stylizacje w rodzaju: sOgrod-dnik Janus chwytający najadęa, przebogata ob-
razami satyra na miłośników bogini Wenus (sCzas strzyży))), piękny utwór ((Herodjada)) o wielkim, czarującym, talencie świadczący opis ((Zimy)) nie są rzeczami powszedniemi. Jest w tych utworach przepych, bogactwo barw, wybredność, ogrom pracy w groinadzeniu środków, mających olśnić czytelnika i zmusić go do myślenia, odgadywania sensu w groteskowych figurach, znać celową artystyczną metodę. Całość jej twórczości: Bucolic Comedies, The Sleeping Beauty, Troy Park, to strawa dla elity, smakoszów i znawców. Fantazje rokokowe, stylowość, muszki i krynoliny, cały wiek XVIII jest tu w sylwetkach, dojrzały pięknem formalizmu, sztuka dla sztuki, kosmopolityzm, wątki z wszystkich stref i wszystkich kultur. Niema żywych ludzi, są przedziwne marjonetki. Szereg oryginalnych talentów tworzy podług tych samych zasad: utalentowana liii Tree, (((Oczekiwanie))) o silnej, subjektywnej nucie: Lous Golding. autor doskonałego ((Oracza przy
pługu)); Arnold James (((O, złoto opływa-----))),
prześwietlający obrazy przyrody skrzącą się od klejnotów duchowością; poległy tuż przed zawieszeniem broni Wilfred Owen oraz Sherard Vines i Aldons Huzley, pierwszy - syn profesora uniwersytetu w Oxford, sam wykładający na uniwersytecie japońskim w Keiogijuku, dru-
gi-wnuk znanego naturalisty agnostyka, autor szeregu erotyków, odznaczających się silną zmysłowością, i powieściopisarz, przesiąknięty do głębi kulturą francuską, tłumacz poezyj Mal-larmego. Zasadą ich jest zerwać z wszelką konwencją na każdem polu, zdusić płaczliwy sentymentalizm, strojący się w miano poezji, na świat i na otoczenie patrzeć się jak na tragiczną farsę.
Posoch teoretyka grupy dzierży P. S. Eliot w ((The New Criteriom), przeciwstawiając się skutecznie ((Londyńskiemu Merkuremu)) Squire!a. Helena Iłootham, Nancy Cunard, której powiedzenie ((myśli nasze są kołami, które się bezustannie toczą poprzez malowany świat)) nadało tytuł całemu kierunkowi, Wyndhan Teunant, poeta wojny, Alan Porter, Douglas Goldring należą również do tej plejady młodych, która szuka w poezji rzeczy trudnych, zawiłych, niezwykłych, gardzi łatwą, pospolitą robotą prawicy i opierając się na najnowszych studjach historyków literatury, tyczących poetów-metafizyków XVII wieku z Johnern Donnem na czele, nawiązuje do ich tradycji i buduje własny, orna-mentacyjny, olśniewający, po-renesansowy, pełen baśniowych przepychów barok. Obecność tych argonautów fantazji, stawiających swe czarnoksięskie zamki na niebotycznych szczytach, zmusi
chyba bardziej przyziemne plemię georgjanów, obecnie już i po-georgjanów, których namioty widnieją na dolinach u stóp Synaju, do częstszego przebywania twarzą w twarz z Jehową.

Warszawa, w lutym 1929 r.





SPIS RZECZY

OD TLI MACZA......... 5
Lascelles Abercrombie (ur. 1881)
Hy mn do miłości....... 45
Maurice Baring (ur. 1874)
Juljan Grenfell........ 48
Piotr.......... 48
Hilaire Bel tor (ur. 1870)
Południowa Anglja....... 50
Ballada o M. B. Częstochowskiej ... 52
Edmund Blunden (ur. 18961)
Kobiety w przytułku...... 55
Praojcowie......... 56
Wieprz zagrodnikii....... 58
Laurence Binyon (ur. 1869)
Za poległych........ 60
Goi don Bottomley (ur. 1874)
Atlantis.......... 62
Hutnicy i inni........ 63
Rupert Brooke (1[zasłonięte]887-19)
Miłość.......... 65
Sonet.......... 65
Skarby.......... 66
Żołnierz......... 67
Wielki miłośnik....... 67
Robert Bridges (ur. 1844) str-
Zbudź się me serce miłość czeka na cię . 71
Johannes Milton (w starości) .... 72
Tak słodką była miłość...... 73
Odejść ci ja stąd nie pozwolę .... 74
Przechodzień........ 75
Gilbert Keith Chesterton (ur. 1870)
Osiołek.......... 77
Wilfred Rowland Childe (ur. 1890)
Róża gotycka........ 78
John Davidson (1[zasłonięte]857-19)
Stary port......... 79
A serce miał zranione chore .... 80
Ostatnia podróż....... 81
William Henry Davies (ur. 1870)
Dni zbyt krótkie....... 83
Wzór.......... 33
Chwila osobliwa....... 84
Biały wodospad....... 84
Gdzie ona teraz jest?...... 85
Swoboda......... 86
Zimorodek......... 86
Księżyc.......... 87
Królowie......... 88
Ulubienica dziecka....... 89
Gbur.......... 90
Walter de la Marę (ur. 1873)
Anglja.......... 91
Wszystko co przeszło...... 92
Walter de la Marę (ur. 1873) slr-
Jesień.......... 93
Podsłuchiwacze........ 93
Srebro.......... 95
John Drinkwater (ur. 1882)
Jabłka w świetle księżyca..... 96
Z Greatham........ 97
James Elroy Flecker (1885 -1915)
Riouperous......... 99
Do poety po lat tysiącu..... 99
Umierający patrjota...... 100
Śpiew wojenny Saracenów..... 102
Areiya.......... 103
Złota podróż do Samarkandy - Prolog . . 104
„ „ .. ., część II . 105
John Freeman (ur. 1880)
Ciało...... ... 107
Ernest Dowson (1[zasłonięte]867-19)
Kartuzi. . ....... 110
Wilfrid Wilson Gibson (ur. 1878)
Żal........... 113
Wóz z lodem........ 113
Gerald Gould (ur. 1885)
Niepokoje wędrowne...... 116
Szczęśliwe drzewo....... 117
Louis Golding (ur. 1895)
Oracz przy pługu....... 118
Douglas Goldring (ur, 1887) str.
Most Westminsteru....... 119
Edmund Gosse (1[zasłonięte]849-19)
Węglarz......... 120
Robert Grwes (ur. 1895)
Kochanek z lat dziecięcych .... 123
Rozmowa gwiazd....... 124
Na pustyni......... 125
Gwiazdą poranną jestem..... 126
Ucieczka......... 12?
Thomas Hardy (1[zasłonięte]840-19)
Kiedym wyruszał w świat do Lyonnesse . 130
Skały Beenu........ 131
W czas gdy się rozbiły narod . . . . 132
Za ostatniem światełkiem..... 132
Woły.......... 134
Potem............ 135
WilLiam Ernest Henley (1[zasłonięte]849-19)
Zakończenie....... 137
Pieśń o mieczu........ 137
Ralph Hodgson (ur. 1871)
%k.......... 144
Ford Madox Hueffer (ur. 1873)
Do Krzysi przed nadejściem nocy . . . 152 Aldous Huxley (ur. 1894)
Śpiew topoli . . ..... 154
Arnold James
O, złoto spływa....... 156
Rudyard Kipling (ur. 1865) 9tr
Hymn skruchy........ 157
Jeśli--......... 158
Strach.......... 160
Andrew Lang (18^-1912)
Odyseja......... 162
David, Herbert Lawrence (ur. 1885)
Dzień zaduszny....... 163
Rosę Alacaulay (ur. 1889)
Niedziela świętej Trójcy..... 164
John Masefield (ur. 1874)
Przechadzka koło Tewkesbury . . . . 166
Koń wyścigowy ....... 167
Pieśń wędrowca....... 167
Piękność......... 168
Ładunki okrętowe....... 169
Poszukiwacze........ 170
Dedykacja......... 171
George Meredith (1[zasłonięte]828-19)
Duch Szekspira........ 173
Śpiew pogrzebowy w lesie .... 175
Mariana......... 175
Gharlotte Mew
Żona wieśniaka........ 177
A lice Meynell (1[zasłonięte]850-19)
Myśli w rozłące....... 179
Wyrzeczenie........ 180
List dziewczyny do swej własnej starości . 180
Alice Meynell (1[zasłonięte]850-19) 5tr-
Matka św. Wawrzyńca...... 132
Chrystus we wszechświecie..... 183
Lato w Anglji w r. 1914..... 185
Przed nocą ,..... 186
Harold Mowo (ur. 1878)
Dzieci miłości........ 187
Samotność......... 189
Thomas Sturge Moore (ur. 1870)
Dwugłos ^......... 190
Obraz hiszpański....... 191
Henry Newbolt (ur. 1862)
Bęben Drake5a........ 194
Robert Nichols (ur. 1893)
Do- -.......... 196
Pełne serce......... 196
Baterja jadąca na pozycję: brzask . . . 197
Spełnienie......... 200
Alfred Noyes (ur. 1880)
Malarz Chochlik....... 201
Wilfrcd Owen (1[zasłonięte]893-19)
Górnicy......... 203
Większa miłość........ 204
Antyfona za straconą młodzież .... 205
Dziwne spotkanie....... 206
Eden Phillpotts (ur. 1862)
Dni człowieka........ 209
A. T. Ouiller - Couch (ur. 1863) str-
Z mostu Eckington na rzece Avon . . . 210
Siegfried Sassoon (ur. 1886)
Marzyciele......... 212
Zbawca.......... 213
Generał.......... 214
Kontr-atak......... 215
Noc na transporcie....... 217
Tablica pamiątkowa...... 218
Księgi pieśni o wojnie...... 219
1 nagle każdy śpiewem -..... 220
Edward Shanks (ur 1892)
Nocą.......... 221
Staw pośród skał....... 222
Eredegond Shove
Nowy duch......... 224
Edith Sitwell (ur. około 1890)
Ogrodnik Janus chwyta Najadę.... 226
Czas strzyży........ 227
Herodjada......... 228
Zima.......... 229
Osbert Sitwell (ur. 1892)
Nokturn......... 233
Sacheverell Sitwell (ur. około 1900)
Tahiti.......... 234
Charles Hamilton Sorley (1[zasłonięte]895-19)
Wszystkie wzgórza i doliny .... 236
John CoLlyngs Sąuire (ur. 1864) łtr-
Pochód.......... 238
Ląd niezwiedzany....... 239
Zapadanie nocy zimą...... 239
Arthur Symons (ur. 1865)
Zawiedziona schadzka...... 243
Edward Thomas (1[zasłonięte]878-19)
Huby dworskie........ 245
Rzeka Combe........ 246
Gdy kiedykolwiek się przypadkiem . . . 246
Głowa i butla........ 247
Wysokie pokrzywy....... 24?
Kobiety lubił- -....... 248
Gwizdawka za grosz...... 249
Kopanie......... 250
Nocą w polu........ 250
Francis Thompson (1[zasłonięte]859-19)
Nie w obcym kraju...... 252
Stokrotka......... 253
Chart gończy niebios...... 255
A. E. Tomlinson
Światło księżyca....... 26-f
Iris Tree
Oczekiwanie........ 265
Walter James Turner (ur. 1889)
Łowca.......... 266
Indje.......... 267
Księżniczka....... . 268
Pieśń weselna współczesnego małżeństwa . 269
Sherard Vines 8tr-
Elan Vital......... 272
Francis Brett Young (ur. 1884)
Betę Humaine........ 275
Pieśń przedślubna....... 275
Edward Hilton Young (ur. 1879)
Boże Narodzenie....... 278




Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na iko