Kot, samiec, dorosły (ale młody), biały
Wstęp (bo chcę sobie po prostu ulżyć): żyjemy jak wiadomo w burackim, dzikim kraju, gdzie nie szanuje się przestrzeni miejskiej, przyrody, zwierząt i prawa. Rządzi bandytyzm i prawo pięści. Ludzie szczególnie we wsi (nie wszyscy oczywiście!) to jeszcze pół troglodyci, prostaki i dzicy sadyści. Szambo wypompowują prosto do rzeki, tony plastiku rzucają w krzaki, butelki do rowu, mycie samochodu odchodzi w rzece, na ulicy lecą same k...y, ch...e i ja pie....ę.
Polska to jest dziki kraj. Sorry, ale taka jest prawda i proszę się nie burzyć zbytnio. Oczywiście absolutnie nie mówię o wszystkich, tylko o dziczy, chamach i prostakach, których u nas w kraju pełno. Znowu sorry, ale musiałem sobie ulżyć, bo wróciłem ze spaceru z psem nad rzeką. Tony śmieci i syfu: telewizory, lodówki, opony, butelki po Pepsi, opakowania po czipsach i tego typu atrakcje. Boże kochany, jak mnie to dołuje... Czy tak trudno zadbać o dobro wspólne?? Nie może być ładnie i czysto? Musi być wszędzie wokoło cuchnący śmietnik i syf??
Nie przepraszam tych, którzy się nie poczuwają, bo po co. Ale tym, którzy robią to, co opisałem przesyłam FUCKa i życzę wam buraki, żeby was szambo sąsiada zalało i jakiś inny burak zasypał wam w nocy ogród radioaktywnym syfem i gruzem!! A na starość artretyzmu, żebyście się nie mogli ruszać i już nikomu i niczemu szkodzić.
Teraz szczegóły: dwa miesiące temu idąc z psem na spacer znalazłem w krzakach (bo pies mi się zerwał i dorwał w czyimś zbożu) ogromnego szczura. Leżał i nie uciekał, ale żył. Teraz będzie bardzo drastycznie, ale muszę dla zrozumienia sytuacji, więc UWAGA! Ten szczur miał:
- napuchniętą lewą stronę ciała od szyi do przedniej łapy - taki ogromny bąbel bez futra, sama łysa skóra
- coś mu się lało z nosa i uszu, zielony śluz
- nie zamykającą się paszczę
- porozrywane i zakrwawione uszy
- wybite dolne kły
- śmierdział żywym trupem (bo ten bąbel bez futra wypełniony był ropą)
- uszkodzone oko
- ledwo dychał, chyba już po prostu w tym zbożu i w upale zdychał
Patrzę bliżej, kręci mi się w głowie od smrodu i z obrzydzenia i nie dowierzam... to jest kot! Kurde, wychudzony kot! W dodatku wiem czyj... Przełamując obrzydzenie wziąłem go, zawiozłem do weterynarza i poprosiłem i natychmiastowe uśpienie. Wszystko na moją odpowiedzialność. Weterynarz, młody, konkretny facet ogląda kota i mówi, że to jakiś horror. W dodatku powiedział, że szczęka kota się nie zamyka, bo jest złamana (dostał prawdopodobnie z buta). Ale mówi, że mimo wszystko można nad tym żywym trupem popracować i coś z niego zrobić. Mijają już dwa miesiące i kot, proszę Szanownego Państwa, w stanie ŚWIETNYM:
- ropa usunięta bez śladu już dawno
- szczęka zdrutowana i zrośnięta (ale jeszcze miesiąc noszenia drutu)
- odrobaczony
- wykastrowany
- wyczyszczony
- wymyty
- białe futro odrosło
- przytył jak mały prosiaczek
- sił nabrał jak mały buldog
- no po prostu taki mały cud się zdarzył. Kocisko odżyło, łasi się i miauczy
Ale zostały 3 rzeczy:
- nie słyszy na lewe ucho. On albo był potrącony przez samochód, albo burak go kopnął. To nie jakiś problem olbrzymi
- lewe oko nie zwęża i nie rozszerza źrenicy. Na to oko widzi, ale trochę (tak mi się wydaje) drażni go światło
- ma wybite obydwa dolne kły. Ale to akurat też nie kłopot przy karmieniu czymś niezbyt twardym
Zakończenie opowieści: sorry ludzie, że się tak rozpisałem, ale ja nie dzierżę buractwa i chamstwa, a niestety pełno tego wokół w naszym buraczanym i dzikim kraju. Musiałem nakreślić pokrótce zarys historii, żeby było wiadomo co i jak z tym kotem. Ja sam mam już aż 3 podrzucone (tak, podrzucone przez jakiegoś buraczanego Polaczka, wsiowego dzikusa) i po prostu 4 już mieć nie mogę. Nie wiem co teraz z tym kotem zrobić. Ja wiem czyj to kot, ale nie oddam go właścicielom za Chiny. Zatłuką go łopatą, skopią swoimi buciorami od gnoju na śmierć albo włożą do worka i utopią w rzece. Wiem, bo to niestety u nas na wsi praktyka częsta...
Na leczenie tego kota wydałem kupę forsy i poświęciłem masę czasu, ale nie chcę za tego kota pieniędzy, chcę tylko, żeby wziął go ktoś, kto pojmuje co ja tu napisałem. Ktoś, kto weźmie tego kota i nie zrobi mu znowu piekła na ziemi. Fajna bestia, zdrowa, silna i ładna, miała w życiu pod górkę, ale już to minęło, teraz trzeba, żeby wziął go ktoś sensowny, nie jakiś buraczany wiejski chłop-burak ani tępy sadysta z miasta, który będzie kota przepędzał z biurka strzałem w głowę, albo pociągnie mu z buta, gdy ten się położy nie tam, gdzie burakowi pasuje.
Foty kota PRZED i PO mogę przysłać na emaila, no problem, ale ostrzegam, te PRZED są dosyć drastyczne.
Prawdę mówiąc chciałbym raczej, żeby wziął go ktoś ze wsi, żeby kto mógł sobie połazić po trawie i gdzie tam jeszcze mu się spodoba. On jest już wykastrowany więc nie będzie sprawiał problemów.
Nie wiem co tu jeszcze dodać, jakby coś proszę pisać na emaila, wyślę zdjęcia i odpowiem na dodatkowe pytania. Może jeszcze powiem, że w sumie mógłbym kota do jakiejś sensownej odległości dowieść na swój koszt oczywiście.