Książka
niniejsza, tak jak pozostałe prace teoretyczne Biona, może sprawiać
wrażenie chłodnych i intelektualnych rozważań. Jeśli jednak uda się
wejść w jej istotną treść, można nabrać przekonania, że jest to tylko
jedna z form nieustającego dążenia Biona do poszukiwania prawdy, do
właściwego i optymalnego jej odzwierciedlania. Tutaj w ten właśnie
sposób – poprzez formułowanie uogólnień, myślowych modeli teoretycznych
– niezwykły intelekt Biona nadał szczególny kształt intensywności i
pasji, z jakimi podchodził do psychoanalizy.
Tę intensywność poszukiwań i pasję dociekań spotykamy gdzie indziej w
innych formach. W seminariach wyraża się ona w dyskusjach klinicznych;
osobiste przeżycia i refleksje znajdziemy w pamiętnikach i pełnych
uczuć listach do bliskich; próbą znalezienia wyrazu artystycznego jest
powieściowa trylogia, A Memoir of the Future. (Skrótowa biografia prac
Biona znajduje się we Wstępie do Uwagi i interpretacji; obszerna,
obejmująca również opracowania innych autorów przygotował Henry Karnac
[Karnac, 2008]).
Michał Łapiński (ze
Wstępu do wydania polskiego)
O Autorze
Wilfred R. Bion – brytyjski psychoanalityk, który w
latach 1[zasłonięte]940-19 (później w USA) praktykował w Tavistock Clinic.
Analizując “problemy psychiczne” ofiar wojennych opracował analityczną
teorię dynamiki grupowej.
Fragment
Książka ta, moim zdaniem, wymaga wstępu. Są w niej rozważania ona o
matkach i niemowlętach, rodzicach i trochę starszych dzieciach, a w
końcowych rozdziałach – o dzieciach w szkole i w otaczającym je
świecie. Język, którego używam, zmienia się – że tak powiem – w miarę
jak rośnie dziecko, i mam nadzieję, że zmiany te odzwierciedlają
przejście od intymnego kontaktu z niemowlęciem do luźniejszych więzi ze
starszym dzieckiem.
Chociaż pierwsze rozdziały są adresowane do matek, to na pewno nie chcę
tu narzucać poglądu, że młoda matka powinna koniecznie czytać książki o
dzieciach. Oznaczałoby to, że jest bardziej niepewna swojej roli, niż
to się dzieje naprawdę. Matka potrzebuje opieki i informacji oraz
wszystkiego, co medycyna jest w stanie jej zapewnić w zakresie
pielęgnacji ciała dziecka. Potrzebuje lekarza i pielęgniarki, których
zna i do których ma zaufanie. Potrzebuje też oddanego męża i
zadowolenia w życiu płciowym. Lecz niekoniecznie musi zawczasu
wiedzieć, jak to jest być matką.
Jedna z głównych zasad, które wyznaję, głosi, że najlepsze
macierzyństwo wypływa z naturalnego zaufania do siebie samej i należy
odróżnić to, co przychodzi naturalnie, od tego, czego trzeba się
nauczyć, aby nie zepsuć tego wszystkiego, co wypływa z natury.
Nie chcę pisać o abstrakcyjnych matkach i niemowlętach, zwracam się
więc bezpośrednio do was rodzice, bo w ten sposób temat ten stanie się
bliższy życiu.
Ludzie chcą wiedzieć, co działo się w ich dzieciństwie i uważam to za
rzecz normalną. Można powiedzieć, że społeczności ludzkiej czegoś by
brakowało, gdyby dzieci dorastały, same stawały się rodzicami, nie
wiedząc i nie doceniając tego, co na początku ich życia zrobiła dla
nich matka.
Nie chciałbym przez to powiedzieć, że dzieci powinny być wdzięczne
rodzicom za to, że je poczęli, czy że wspólnie budowali dom i zajmowali
się sprawami rodziny. Chodzi mi o stosunek matki do swego dziecka tuż
przed urodzeniem i w pierwszych tygodniach i miesiącach jego życia.
Chcę zwrócić uwagę na ogromne zasługi na początku rozwoju jednostki i
społeczeństwa zwykłej dobrej matki wraz z pomocnym mężem przez to, że
jest po prostu oddana swojemu dziecku.
Czyżby zasługi matki nie były doceniane tylko dlatego, że są tak
ogromne? Gdyby w pełni je uznawano, to każdy rozsądny człowiek, każdy,
kto uważa się za istotę ludzką i dla kogo świat cokolwiek znaczy, każdy
szczęśliwy człowiek, słowem wszyscy powinni być nieskończenie wdzięczni
kobiecie. W najwcześniejszym okresie niemowlęctwa, kiedy była nam obca
świadomość zależności, byliśmy całkowicie zależni od matki.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że wynikiem takiego uznania roli
matki nie ma być wdzięczność czy pochwała, lecz zmniejszenie
istniejącego w nas lęku. Jeśli społeczeństwo będzie się ociągało z
pełnym uznaniem owej zależności, która jest faktem w początkowej fazie
rozwoju każdej jednostki, to nie osiągniemy pełni spokoju umysłu i
zdrowia, bo będzie nas dręczył niepokój. Jeżeli rola matki nie zostanie
prawdziwie doceniona, to zawsze będzie nam towarzyszył nieokreślony lęk
przed zależnością.
Może on przybrać formę lęku przed kobietami w ogóle albo lęku przed
określoną kobietą, a w innych wypadkach może ujawnić się w mniej
widoczny sposób, choć zawsze będzie wynikiem tamtego niepokoju.
Niestety, lęk przed dominacją nie prowadzi do jej uniknięcia, wprost
przeciwnie – wciąga ludzi w układy, w których stają się zdominowani w
jakiś szczególny sposób. Gdybyśmy zbadali psychikę dyktatora, to możemy
oczekiwać, że między innymi w swej osobistej walce stara się panować
nad kobietą, której dominacji podświadomie ciągle się obawia; próbuje
mieć nad nią kontrolę poprzez dogadzanie jej, działanie w jej imieniu,
a w zamian żąda całkowitego podporządkowania i „miłości”.
Wielu badaczy rozwoju społeczeństw twierdzi, że lęk przed kobietą jest
w ogromnym stopniu powodem pozornie nielogicznego zachowania się grup
ludzkich, ale rzadko dociera się do źródeł tego zjawiska. Gdy jednak
prześledzi się je w rozwoju każdej jednostki, to okazuje się, że lęk
przed kobietą jest obawą przed uznaniem zależności od niej z okresu
wczesnego niemowlęctwa. Dlatego też istnieją wystarczające racje
społeczne, by rozpocząć badania nad najwcześniejszymi stadiami związku
między matką i dzieckiem.
Michał Łapiński (ze Wstępu do wydania polskiego)
|