Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Charaktery magazyn psychologiczny. Nr 5/2010. Nowy

01-11-2014, 18:56
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 5.99 zł     
Użytkownik Katkir
numer aukcji: 4663787010
Miejscowość Warszawa
Wyświetleń: 4   
Koniec: 01-11-2014 18:54:03

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Rok wydania (xxxx): 2010
Częstotliwość: miesięcznik
Kondycja: bez śladów używania
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Charaktery magazyn psychologiczny. Nr 5/2010. Nowy egzemplarz.

Miesięcznik „Charaktery” to pierwszy w Polsce ogólnopolski magazyn psychologiczny. Pismo wydawane jest od 1997 roku. To jedyny popularnonaukowy miesięcznik poświęcony psychologii, który popularyzuje wiedzę psychologiczną w sposób zrozumiały dla przeciętnego człowieka. W „Charakterach” publikowane są artykuły pisane przez wybitnych polskich i zagranicznych autorów, ekspertów w swojej dziedzinie.

Śmierć nie czyni ludzi lepszymi. Ani tych, którzy umarli, ani tych, którzy pozostali. Zmarłych śmierć czyni bezbronnymi, co zapewne sprawia, że stają się przedmiotem troski.

Wiadomość o straszliwej katastrofie pod Smoleńskiem dotarła do mnie podczas pisania końcowych zdań książki o sposobach radzenia sobie z doświadczeniem wyrazistości śmierci. Tu śmierć poniosło tylu ludzi... To straszny ciężar dla bliskich. To bolesne i przejmujące dla większości z nas.
Śmierć nie czyni ludzi lepszymi. Ani tych, którzy umarli, ani tych, którzy pozostali. Zmarłych śmierć czyni bezbronnymi, co zapewne sprawia, że stają się przedmiotem troski, współczucia, życzliwości – nawet wtedy, gdy za życia nie byli w ten sposób traktowani. Nawet wtedy, gdy – w powszechnym przekonaniu – za życia na to nie zasługiwali. Bardzo często stoi za tym poczucie winy.
W obliczu śmierci ludzie:
Usilnie starają się być lepsi niż są zazwyczaj. Chcą być bardziej pojednawczy, bardziej wyrozumiali, łatwiej wybaczający. Szukają dowodów swojej wartości i zazwyczaj znajdują je.
Bardziej niż zwykle poszukują bliskości innych ludzi i sami tej bliskości nie szczędzą innym. Na wzór Dobrego Samarytanina są gotowi do niesienia pomocy innym.
Z całą jaskrawością przypominają sobie cenione wartości i podejmują próby sprostania im. Stają się bardziej patriotyczni, bardziej religijni, bardziej zachowawczy. Ale też bardziej niechętni obcym.
Poszukują sensu zdarzeń tragicznych i – nie znajdując go – chętnie uciekają się do myślenia magicznego. Upatrują w tragicznym zdarzeniu jakiegoś znaku, jakiegoś przesłania, czasem domniemywają spisek, zazwyczaj szukają głębszego sensu.
Wszystko to, niestety, na krótko. Do chwili, gdy minie wstrząs, gdy nieco osłabnie groza, gdy zaniknie trwoga. Wtedy pojawią się, bo zwykle tak się dzieje, hedonistyczne próby odreagowania: poszukiwanie przyjemności, ekscytacji, ryzyka. Konfrontacja ze śmiercią pod Smoleńskiem, to czas trudny także z innego powodu. Bo zamiast skupionego milczenia, refleksji, zadumy – tak wiele pada słów. W większości niepotrzebnych. Trwa irytująca licytacja, kogo bardziej boli, kto więcej stracił, kto bliżej był zmarłych. Ogłusza hałas, bębnią puste słowa. Odbywa się spektakl nieco obłąkany. Pełno ostentacji, jak gdyby wielu z nas musiało siebie samych przekonywać, że zmagają się z bólem. Jak gdyby doświadczenie bólu, trwogi, żalu stawało się prawdziwe dopiero wtedy, gdy w pobliżu jest widownia.
Chciałoby się znowu zawołać Ciszej nad tymi grobami! Niektórzy nawet nawołują, ale mało kto słucha.
Na szczęście i to trwa krótko. Dopiero kiedy minie, ci, którym doskwiera brak intymności w czasie żałoby, mogą doznać ukojenia. Bez teatralnych gestów, bez konieczności słuchania, jak jedni skandują wyrazy swojego bólu tak, aby inni musieli je usłyszeć.
Bardziej przekonują mnie
ci, którzy milczą,
ci, którzy płaczą w ciszy,
ci, którzy nie pretendują do ról pierwszoplanowych.
Role pierwszoplanowe obsadziła już śmierć. A w umieraniu najstraszniejsze wydaje mi się to, że człowiek jest zdany tylko na siebie – napisał Vladimir Nabokov.

Stron: 116.