Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Były kiedyś lepsze czasy. Kerstin Steinbach

26-09-2014, 14:54
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 36 zł     
Użytkownik ksiegarniaswit
numer aukcji: 4622603909
Miejscowość Tczew
Wyświetleń: 2   
Koniec: 26-09-2014 13:43:10

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Waga (z opakowaniem): 0.48 [kg]
Okładka: twarda
Rok wydania (xxxx): 2010
Kondycja: bez śladów używania
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Autor: Kerstin Steinbach

Tytuł: Były kiedyś lepsze czasy... (1[zasłonięte]965-19) Znienawidzone obrazy i ich wyparty przekaz
Rok wydania: 2010, wydanie I
Liczba stron: 102
Wymiary: 17,5x24 cm

Waga: 0.48 kg
ISBN: 978-83-[zasłonięte]469-5-0
Okładka: Twarda, wydrukowano na bezkwasowym papierze odpornym na starzenie.
Ilustracje: Tak

Słowo wstępne do wydania polskiego

„W tej książce przedstawione są dokumenty o pewnej wcale nie tak odległej , ale już niemal na nowo niedostępnej epoce w historii ludzkości, o której  - i to niezależnie od płci, jak zresztą wielu innych rzeczy – prawie każdy Polak i prawie każda Polka ma jedynie bardzo nikłe wyobrażenie, a i ono samo prawie zawsze pochodzi z drugiej ręki, co wynikało z przyczyn politycznych i geograficznych.  Ale nie jest to bynajmniej coś w typowo polskim stylu: Otóż bezpośredni świadkowie tej epoki, którą chciałabym tu określać jako Lepsze Czasy, także zdaja się wypierać ją z pamięci, po prostu nie chcą wspominać o niej nawet jednym konkretnym słowem. Zarówno świadkowie, jak i nieświadkowie tej krótkiej, ale jakże godnej uwagi epoki zdali się zmówić pospołu, żeby tylko wyprzeć ją ze wszelkiej realistycznej sfery percepcji i oceny, tak jakby owa epoka była czymś zakazanym. Chodzi tu mniej więcej o okres między rokiem 1965 a 1975, kiedy to po długim, mrocznym czasie rażącej nierówności społecznej między płciami i dość gruntownym splugawieniu seksualnego pragnienia i odczuwania nastała pewnego rodzaju nieprzywódcza, lecz potężna inicjatywa przeciwko wszechobecnej, przeraźliwie doskwierającej alienacji seksualnej. Była to nieco bojaźliwa, ale obierająca słuszny kierunek humanizacja seksualności (o czym dokładniej traktuje ta książka). I tutaj na uwagę polskich czytelników zasługiwałby fakt, że geograficzny ośrodek tego humanizacyjnego ruchu znajdował się w krajach sąsiednich na Północy i Zachodzie. Poprzedzał go raczej niepozorny, lecz solidny prekursorski epizod w Skandynawii, a na dobre ruch ten rozwinął się głównie w Anglii i Niemczech Zachodnich, mocno promieniując na kraje sąsiednie bloku zachodniego, aczkolwiek z wyjątkiem — to oczywiste — jego nadal ewidentnie faszyzujących elementów, czyli ówczesnej Hiszpanii i Grecji. Prawie całkowity brak wiedzy o tym ruchu w Polsce i generalnie w nie-protestanckiej części ówczesnego »bloku wschodniego« — no, może poza nieokreśloną ciekawością godnych pozazdroszczenia warunków życiowych u »bogatych sąsiadów« — wiele osób będzie skłonnych tłumaczyć niewydolnością gospodarczą i ówczesnymi dokuczliwymi niedoborami zaopatrzeniowymi w tychże krajach jak i w samej Polsce. I słusznie, bowiem ta »wyrywająca się na wolność« krótka humanizacja seksualności wyraźnie współistnieje  z ogólnonarodowym dobrobytem i bezpieczeństwem socjalnym i tak samo razem z nimi marnieje. Ale to jeszcze nie do końca opisuje ów fenomen, ponieważ dochodzi tu pewien komponent historyczno-psychologiczny. To krótkie dążenie do seksualnej humanizacji w odczuciu jej wszystkich przedstawicieli nosiło znamiona politycznej opozycji — kiedy to po zwycięstwie USA nad nazistami na scenie politycznej ostali się ich konkordatowi partnerzy, zwłaszcza Kościół katolicki, będący najważniejszym instrumentem sprawowania władzy przez nowych panów i okupantów, (po tym jak tenże sam Kościół wysługiwał się wcześniej wprawdzie autochtonicznej i zmiennej, ale słusznie znienawidzonej przez sporą część narodu dyktaturze, odgrywając rolę co prawda bardziej roszczeniowego, ale za to cennego i dyskretnego wspomożyciela). Nader wyraźnymi symptomami tej współzależności i kontynuacji były zainstalowanie radykalnego i sprawdzonego w swej wierności papieżowi katolickiego polityka krajowego Adenauera jako pierwszego kanclerza w opanowanych przez USA kadłubowych Niemczech jak również niewątpliwe poparcie USA dla frankistowskiej dyktatury, czyli dla tego homunkulusa wyhodowanego bardziej przez papieża aniżeli przez jego bezpośredniego akuszera Hitlera. Te uzależnione od obcego wsparcia dyktatury bądź pół-dyktatury, będąc zadeklarowanym i zdefiniowanym przedłużonym ramieniem zwłaszcza Kościoła katolickiego, zadbały o do tego stopnia dokuczliwą i plamiącą wszystko alienację seksualną, jaką — przynajmniej do ostatnich, naznaczonych pedofilskim obłędem czasów — była nam znana jedynie na przykładzie najgorszych państw islamskich. Walka z nimi oznaczała również bezpośrednią opozycję wobec wszechwładnych okupantów, jaka w tym samym czasie doszła do głosu na fali silnych protestów przeciwko militarnej agresji w Wietnamie. Natomiast w Polsce sprawy miały się zgoła inaczej: tam, wobec bardzo słabego, uzależnionego od radzieckiej (a nie od amerykańskiej) pomocy militarnej i słusznie odbieranego jako narzucony z zewnątrz rządu, silną i dążącą do swego celu opozycję stanowił katolicki Kościół, który wobec wszelkiego rodzaju zaborców — z wyjątkiem monarchii habsburskiej — wykazywał się długą tradycją w roli wewnętrznego bufora. Stąd też każdy Polak igrający z myślą, żeby wypowiedzieć mu posłuszeństwo, znajdował się pod wewnętrzną presją każącą mu czuć się jak jakiś zdrajca.

Dlatego ludzie mniej chętnie niż gdzie indziej byli skłonni zauważać dostarczane przez katolicki Kościół powody, aby jednak uczynić ten krok. A przecież powodów tych było aż nadto: tak wiele życiorysów przetrąconych przez kościelne potępienie nie tylko aborcji, ale i samej antykoncepcji, to kościelne węszenie za intymnymi sprawami w konfesjonałach, i wreszcie ta rażąca irracjonalność całego kościelnego nauczania — o tak, tu istniał autentyczny konflikt sumienia. (Podobna sytuacja może dzisiaj istnieć w Iranie, a zapewne i w Afganistanie). Otóż w Polsce Kościół tudzież religia wprawdzie być może stanowiły najjaskrawsze jądro seksualnej alienacji i dehumanizacji jak wszędzie na świecie, za to na pewno nie dało się ich zaliczyć do uprzywilejowanych i hołubionych młodszych partnerów zaborczej władzy.

To oczywiście nie znaczy, że istnienie Lepszych Czasów było całkowicie nieodczuwalne w Polsce — bowiem podskórna osmoza memów odbywa się między wszystkimi cywilizowanymi społeczeństwami, i to bez względu na granice politycznych podziałów. Gdyby było inaczej, to dzieło kompozytora Krzysztofa Pendereckiego raczej nie powstałoby na innej bazie niż Lepsze Czasy, podobnie jest z wieloma innymi zjawiskami w zakresie kultury i klimatu ówczesnej Polski. Stąd też owo wstępne motto Romana Polańskiego, którego na rozkaz USA tak podle potraktowało szwajcarskie wcielenie nowotestamentowego Judasza, należy pojmować najlepiej w tym nad wyraz ponadosobistym kontekście historycznym, jakkolwiek ów kontekst być może pozostał tak samo niejasny dla tej ofiary współczesnego polowania na czarownice jak i całej rzeszy świadków epoki w i spoza kraju pochodzenia cytowanego tu reżysera. Natomiast samostanowienie seksualne, odplugawienie pragnień seksualnych a tym samym centralnych elementów własnej osobowości stanowi tu sprawę kluczową, która stoi ponad wszelkimi aspektami przypadkowości historii i narodowości. To kluczowa sprawa ludzkości, wymagająca pod względem materialnym pewnego bogactwa, (czyli zaludnienia optymalnie dostosowanego do zasobów naszej planety, a nie wymęczonego i sterowanego »na rzecz środowiska«), natomiast pod względem moralnym i intelektualnym wymagająca woli wolności. W historii ludzkości bardzo mało jest takich epok, których przestudiowanie mogłoby dać zachętę ku temu. Ale ta właśnie książka - skompilowana i napisana na przekór kierowanemu lękiem, zaindukowanemu zapomnieniu - w powyższym względzie powinna nieść swą pomoc do wszystkich zakątków świata. Tyle że nadal zbyt mało jest krajów, do których może ona dotrzeć."

                Kerstin Steinbach

Dr Kerstin Steinbach, ur. w 1962 w Norymberdze, studiowała medycynę i biologię na różnych uniwersytetach niemieckich i zagranicznych. Pod prawdziwym nazwiskiem publikowała różnorodne eseje »naukowe« pisane typowym językiem niewolników, jaki powszechnie ceni się w odpowiednich kręgach »akademickich« utrzymywanych z naszych podatków.

Dlaczego papież i feministki dostawali szału na widok reklam w latach siedemdziesiątych? Kierowała nimi paranoja czy może żądza ugodzenia? W rzeczywistości wszystkie te znienawidzone obrazy były sercem Lepszych Czasów, które mają zostać unicestwione i wyparte z pamięci ogółu. Lecz dr Steinbach znowu wydobywa je spod zwałów zapomnienia na przekór mediom i wszystkim innym »zrównywaczom«...

 

Były kiedyś lepsze czasy... (1[zasłonięte]965-19) Znienawidzone obrazy i ich wyparty przekaz

Golizna czyli prowokacja rodem z lepszych czasów - jak ją wyparto i długofalowo zwalczano jej następstwa,

Nagie naczelne,

Odzieżowa (o)presja rozłazi się w szwach - akcja »gołe kąpieliska«,

Lepsze odczuwanie życia w lepszych czasach,

Istnienie reklamy w lepszych czasach: jej serce albo przynajmniej krwioobieg,

Jedno brzemię dla mężczyzny, dwa dla kobiety - a szansa równości,

Lepsze czasy a ich wrogowie,

Bibligrafia