|
|
Diane Ghirardo
Architektura po modernizmie
VIA
166 ilustracji, w tym 40 kolorowych
Architektura jest najbardziej polityczną ze sztuk. To znane twierdzenie wydaje się być myślą przewodnią książki Diane Ghirardo, tyleż błyskotliwej, co sardonicznej, momentami dowcipnej, prezentującej typ dyskursu prawie nieobecny w polskiej krytyce architektonicznej. W przeciwieństwie do autorów, często architektów piszących o architekturze, którzy unikają merytorycznej krytyki, zadowalając się pochlebnym opisem technicznym budynku, Ghirardo nie stosuje reguł zawodowej uprzejmości, nakazującej pisać o kolegach dobrze lub wcale. Architekci, w pełni sił twórczych, co więcej popularni, kopiowani i publikowani, z kategorii tych, o których słyszała nawet Twoja mama (jak mawiano w Wielkiej Brytanii o Lordzie Rogersie) - są tu przedmiotem często zjadliwej, erudycyjnej krytyki, chwilami graniczącej z jawną antypatią. Nie odnosi się ona bynajmniej jedynie do modernistów, okrutnie postponowanych swego czasu przez ich następców - postmodernistów, z wieszczem Venturim i Jencksem na czele. Architektura po modernizmie opisuje nie tylko szereg mód, kierunków, stylów postrzeganych jako istotne przez poszukujących inspiracji adeptów, ale, co stanowi istotny jej walor, ukazuje społeczny i polityczny wymiar architektury. Szereg twierdzeń Ghirardo może wydać się radykalnie liberalnych, na pograniczu lewicowej retoryki dawnego reżimu. Z jednej strony - amerykańska polityczna poprawność, typowa dla środowisk szkół wyższych (gdzie działa autorka) skłania do preferowania rewolucyjnych poglądów. Z drugiej zaś - nowo narodzony polski odpowiednik owej correctness zakłada apologię bezlitośnie wolnego rynku, zsyłając zwolenników interwencji na rzecz interesu publicznego w ciemny kąt wrogów postępu (vide rozdział o londyńskich Docklands). Przestrzenne skutki nierównowagi - chaotyczna suburbanizacja i agresja komercyjnej architektury - przy prawie nie istniejącej regulacji przestrzennej i prawnej ze strony państwa są drastycznie widoczne i w Polsce. Książka Diane Ghirardo przynosi refleksje, które brzmią nieprzyjemnie dla zwolenników gwałtownego rozwoju. Uwagi o transferze przemysłu do tanich krajów Trzeciego Świata, w tym naszego kraju, mogą wydać się przejawem geopolitycznej ignorancji autorki. Ale czy na pewno? |
|
|
|
|
|