Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

" Śląsk " Zespół Pieśni i Tańca - HADYNA

11-07-2015, 0:05
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 9.90 zł     
Użytkownik pomorze4
numer aukcji: 5503159625
Miejscowość koszalin
Wyświetleń: 1   
Koniec: 11-07-2015 00:11:58

Dodatkowe informacje:
Stan: Używany
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 1983
Rodzaj: wspomnienia
Wydanie: Standardowe
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

.


Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4 .

WITAM NA MOJEJ AUKCJI

!

.

Stanisław Hadyna

W pogoni za wiosną

liczne zdjęcia członków zespołu

Wydawnictwo „Śląsk"

.

fragment - Pierwszy dzień 30 IV 19563

" Po jakimś czasie nowa grupa z walizkami zjawiła się na dzie­dzińcu zamkowym, a następną już widać było pomiędzy drzewa­mi parkowej alei. Chłopcy i dziewczęta. Trzeba było przyspieszyć przydzielanie pokoi, aby uniknąć zatorów, zwłaszcza że każdy mu­siał jeszcze wypełnić tasiemcową ankietę personalną, arkusz mel­dunkowy, zobowiązanie do przestrzegania regulaminu internato­wego; zachowania tajemnicy służbowej (to znaczy nieujawniania metod szkolenia, składu zespołu i przygotowywanego programu, jak również wewnętrznych spraw „rodzinnych") i jeszcze jakieś tam karteluszki, pokwitowania itd.
W parterowym korytarzu zachodniego skrzydła pałacu usta­wiono trzy stoliki, przy których pani Irena, Aga i ja, spełnialiśmy funkcje kancelistów.
Po śniadaniu, które z przyczyn obiektywnych wydano o go-, dzinie 11 (zupełne zaskoczenie kuchni) zebrałem grupę dziewcząt przybyłych najwcześniej do Zespołu i po zakończeniu biurokra­tycznych formalności zaprowadziłem do internatu żeńskiego we wschodnim skrzydle pałacu.
Były to: Kawińska, Podsiadło, Oczko, Artiomowa, Baziak, Gło-wacka, Wawoczna, Mathias, Wojtowicz, Czarnecka.
Otrzymały pokoje nr 18, 19, 20 na pierwszym piętrze. Widne, ładne, połączone drzwiami, z możliwością używania dużego tarasu nad wschodnim ryzalitem bramy wjazdowej. Były tak uszczęśli­wione, że brak szafek nocnych (co tak zmartwiło sekretarza) i wy­starczającej liczby krzeseł (co tak zmartwiło Agę) nie zrobił na nich żadnego wrażenia. Po prostu było to mało ważne wobec in­nych przyjemnych rzeczy: dużych okien, tarasu, drzew za okna­mi, jasnych pokoi, firanek, wazoników z kwiatami (!) i pojedyn­czych czyściutko zasłanych łóżek. Jak się potem okazało, były nastawione na łóżka piętrowe, podwójne i potrójne, toteż zasko­czenie było istotnie całkowite.
Z kolei zabrałem na drugie piętro tego samego skrzydła pała­cowego, do tzw. baszty, małe czternastoletnie skarby: Urszulkę Porwoł, Irenkę Perguł, Wiesię Bistę i Krysię Jagsz. Miały podob­ne głosy, były równe wiekiem i prawie tego samego wzrostu. Irenka przyjechała z mamusią. Urszulka prócz walizki przywiozła ze sobą skrzypki.
Potem ulokowałem we wspólnym pokoju cztery dziewczęta: Perdubińską, Przystawską, Ruchalską i Dębowską. Uległem ich prośbom, choć np. Ruchalską była sopranem, a Dębowską głębo­kim altem. Pochodziły jednak wszystkie z Warszawy i sądziłem, że lepiej się będą razem czuły i rozumiały. Jak się później okazało, był to podstawowy błąd taktyczny. Należało je od razu rozmieścić według głosów, jak najdalej od siebie, w różnych odległych po­kojach.
Miałem zamiar rozparcelować je później między Slązaczki. Za­chodziła jednak obawa, że mówiące klasycznym dialektem śląskim dziewczęta (co było cenne w zespole typu ludowego) zaczną pod wpływem warszawianek mówić czysto po polsku, albo odwrot­nie — warszawianki zaczną mówić źle po polsku i niedobrze po
śląsku. ,
Resztę dziewcząt umieściliśmy w pozostałych pokojach. Oba­wiałem się, że niektóre pokoje nie przypadną do gustu, ale zado­wolenie było powszechne. Chłopaków rozprowadzała w południo­wym skrzydle Aga. Tu nie było problemów. Chłopcy byli zgodni. Tenory szły z tenorami, barytony z barytonami, basy z basami. Nie wiem, czy to wynikało z męskiego przyzwyczajenia do pewnej dyscypliny, czy też Aga radziła sobie lepiej niż ja. W każdym razie chłopcy polubili ją od pierwszego dnia. Byli zresztą prze­konani, że jest ich koleżanką, która wcześniej przybyła na zamek i po prostu pomaga kierownictwu. To przekonanie było powodem zabawnego qui pro quo. Trzeba jednak powiedzieć, że nawet póź­niej trzymała z nimi „sztamę", a obawy niektórych, że „opowie
o wszystkim dyrektorowi", były najzupełniej nie uzasadnione.
Na pierwszym obiedzie było już osiemdziesiąt osób, choć pier­wotnie obiadu w ogóle nie planowano. Zorganizowano ad hoc pięćdziesiąt obiadów, ale oczywiście, nie starczyło dla wszystkich.
I trzeba było znowu kombinować, aby reszta nie była głodna. Po
południu przyjechały następne grupy z różnych stron. Z waliz­
kami, tobołkami, plecakami. Przyjechały również trzy góralki
z Koniakowa, Hanka Sikora, Maryna z Hrubego, Hanka Ligocka
(ta ostatnia z tęsknoty za górami wróciła później do Koniakowa).
Uciekły po prostu z domu. Matki nie pozwoliły, więc wyniosły
potajemnie swoje rzeczy wieczorem do stodoły, a skoro świt
czmychnęły przez okno. Do Istebnej doszły piechotą, stamtąd..."

.

.

ILOŚĆ STRON _______________ 254

STAN KSIĄŻKI _______________ DOBRY

FORMAT KSIĄŻKI _______________ 15 x 21

FOTO zamieszczę po 20 – tej



Zapraszam na inne moje aukcje.

NA ŻYCZENIE WYSTAWIAM RACHUNEK


Towar wysyłam po wpłacie na konto


Książka zostaje wysłana odpowiednio zabezpieczona

Wysyłam na adres zarejestrowany w Allegro

Nie sprzedaję przedmiotów za granicę

Odbiór osobisty niemożliwy

Komentarz kupującemu wystawiam jako drugi

Początek Wiesław

proszę doliczyć koszty transportu



ZAPRASZAM DO LICYTACJI